Schody do Nieba


Advertisement
China's flag
Asia » China » Sichuan » Chengdu » Emi Shan
November 21st 2006
Published: November 22nd 2006
Edit Blog Post

Na Emei Shan! Pobudka, autobusem na dworzec Xianneman, 'PKS' do Bagou. Skad wychodzi sie juz w gory.

Na te gore (3099), jedna z 5 swietych chinskich gor, prowadza trasy: poludniowa (60km), polnocna (40km), szczytowa (7km) lub cesarska (0km) (tak jak szczytowa tylko niosa cie tragarze). Jako ze czasu nam nie brakowalo, zdecydowalismy sie (Buncol, Kuba i ja) na najdluzsza z nich.

Jeszcze nie wyszlismy na dobre z wioski (14:00), a znowu kompletnie przypadkiem udalo mi sie zgubic grupe. No i w droge.

Emei Shan jest niezwykle komercyjnie nastawiona na turystow - wszystkie szlaki to schody - idac nimi ciagle mija sie punkty gastranomiczne i 'kup-pan-mape', nie brakuje hoteli i to na kazdej wysokosci, nocleg tez oferuja praktycznie wszystkie swiatynie, ktore rozstawione regularnie na szlaku sa jedna z glownych atrakcji. (taoistyczne i buddyjskie). Ponadto droga na ktorej regularnie jezdza busy dochodzi na +-2600. Skad mozna wziac kolejke linowa prawie na szczyt. Oplata za wejscie na szlak jest znaczna 120Y=48PLN, 50% dla studentow.
Idac jednak najdluzszym i najnudniejszym szlakiem, kompletnie poza sezonem, w dodatku w dniach kiepskiej pogody - nie napotykalem wcale tlumow turystow, tylko 90% czasu szedlem zupelnie sam.

Coz powiedziec o
znad monastyruznad monastyruznad monastyru

nic specjalnego
pierwszym dniu? Szedlem, szedlem - dosc dokladnie zwiedzalem wszystkie napotkane swiatynie - przy pierwszej z nich widzialem sie jeszcze z Buncolami (ja wychodzilem oni wchodzili) wiedzialem wiec ze chyba ida podobna droga (w zwiazku z perturbacjami komorkowymi nasz TurboTeam jest kompletnie bez kontaktu - (czasem tylko spotykamy sie na Gadu:-)). Spotkalem raz stado koz, tak to tak naprawde 1. dnia nic specjalnego. Ciekawie sie zaczelo dopiero wieczorem. Doszedlem do swiatyni gdzie chcieli 70Y za noclego, a do nastepnego punktu bylo juz za daleko. Bardzo blisko bylo do poprzedniego punktu, ale to rozwiazanie mnie nie satysfakcjonowalo. Warto dodac ze mialem spiwor i karimate... Chcialem przycupnac gdzies w swiatyni, ale zrobilem juz duzo rumoru moja osoba.. wyczailem niezle miejsce do spania (osloniete z 5/6 stron) i myslalem ze pojde niby sobie i zakradne sie w nocy, ale... wyszedlszy okazalo sie ze zamykaja ja na noc. A taktycznie wyszedlem jak juz bylo ciemno - kolo 18:30.

to be continued - przechodze do dnia 3. bo mam fajne foty!

Naprzeciwko swiatyni - jakies 40 metrow - stala sobie 1 pietrowa zdaje sie.. pagoda (budowla z dachem i 1 pietrem dostepnym schodami od strony swiatyni). Zakradlem sie na pieterko, schowalem w
kozakozakoza

jedna z wielu (ze stada). A schody to szlak.
najciemniejszy rog - wymarzone miejsce na nocleg! Majac w pamieci jak nas ciec wygonil z parku w Shanghaiu - te okropne poczucie przegranej, bycia zdemaskowanym i co najgorsze koniecznosc przebudzenia sie, wyjscia ze spiwora, spakowania balaganu i szukania dalej - postanowilem tym razem zachowac wszelka czujnosc. W tym celu nie uzywalem latarki i caly czas wypatrywalem swiatel ze strony swiatyni. Klimatu temu miejscu nadawal szeroki wodospad, ktory byl doslownie obok. Bylo naprawde chlodno! i wilgotno, zle sie zapowiadala ta noc w moim cieniutkim spiworku. Ale jakos dawalem rade, opatulony jak zwykle we wszystkie ubrania tak se lezalem, rozmyslalem, sluchalem muzyki, spalem - w zasadzie te czynnosci przeplatywaly sie.
Raz poszedlem za potrzeba i wracajac, zauwazylem latarke idaca w moim kierunku, byl juz blisko! (Zamieszcze na jakims zdjeciu plan sytuacji!). Myslalem w zasadzie ze mnie juz widzial, wchodzil do dolnej czesci pagody, cos mowil! (czyzby mnie nawolywal?). Szczesliwie z tej strony byly jakby dwa wejscia czy tam wyjscia oddzielone grubym na powiedzmy 1.5 nazwijmy go slupem.
W momencie kiedy gosc wchodzil jednym, swiecac i moze wolajac wrecz do mnie 'mam cie!', ja prozaicznie wyszedlem drugimi i hycnalem sobie na gorne pietro i schowalem sie moim kacie. Obserwowalem tylko swiatlo jego latarki. A ono krecilo sie wokol - jakby mnie szukal, potem poszlo na jakis czas gdzies dalej.. potem jakby wracalo. Troche to trwalo.. nie pamietam dokladnie. Pamietam jednak, ze w pewnym momencie wrocil, swiecil, i zajrzal na moje pietro! Poswiecil pobieznie latarka, ale nie w moj kat - choc prawde mowiac to nie wiem gdzie on swiecil - w sumie nawet nie jestem 100% pewien ze tam byl:-). Wiem jednak ze mnie nie znalazl.
No i dalej lezalem sluchalem mp3 podsypialem i rozmyslalem. Pamietam, ze myslalem o biwaku Anny Czerwinskiej spod samego szczytu K2, o ktorym mowila - "wiedzialam ze wytrzymam i ze nie moge zasnac. Postanowilam, ze nie bede patrzyla na zegarek, bo tak mija wiecznosc, patrzysz na zegarek, a tam 15 minut pozniej". Pozniej pochlonal mnie problem: 'o ktorej wschodzi slonce?'. Mialem dany zachod (18:30), date:-) i tak strzelalem ze Chengdu jest kolo 30'N. Ustalic na tej podstawie dlugosc dnia? - wydawalo mi sie proste, zawsze sie czulem w tej dziedzinie ekspertem, jednak jak przyszlo co do czego, to wcale nie bylo takie latwe. Nie potrafilem do konca ustalic konkretnej godziny switu (choc w sumie to +- to wiedzialem kiedy wstaje z dnia poprzedniego). Teraz mi sie przypomnial kolejny 'banalny' problem - obliczyc dlugosc drogi miedzy 2 punktami, majac dane ich wspolrzedne geograficzne.
Tyle co mi sie udalo, kiedys ustalic to, to ze to wcale nie jest prosty problem i ze teoretycznie go umiem rozwiazac, choc w wyprowadzenie przeze mnie konkretnego wzoru to bym nie wierzyl.
Bylo zimno, az w koncu wpadlem na diabelny plan! wyjalem folie NRC i owinalem sie nia! problem byl tylko ktora strona trzeba do siebie i gorszy - ktora strona jest tego koloru (przypominam ze nie uzywale latarki). W koncu ustalilem ze srebrna do srodka (jak sie myle prosze mi o tym powiedziec!) i ustalilem ktora jest srebrna. Nagle zrobilo sie cieplo i jakby izolacja od podlogi duzo lepsza i w ogole rewelacja. Trzeba bylo kolejne warstwy zdejmowac.

Mniejsza z tym - NRC sie coraz bardziej rwala, godziny mijaly, a slonce nie wstawalo, kolo 6 otworzono swiatynie i do pagody dostalo sie mase swiatla pochodzacego ze zlotej, centralnej, wejsciowej rzezby (taoistycznej). Czas by sie zbierac. Hmm... Padalo! Kiepsko bardzo.

(TURBO) - Wstalem i jak bylo jasno poszedlem dalej szlakiem, czekal mnie teraz odcinek z malpami! Bo nie pisalem jeszcze, ze na tej gorze zyje cala banda dzikich malp, ktore m.in. zaczepiaja turystow by dali im cos do jedzenia. Szedlem szlakiem sam, bylo za rano i zbyt padalo, zeby ktos byl. Kolejne znaki ostrzegajace przed malpami... Ide, ide. Wreszcie zaczyna sie 'Ecological area of monkeys' czy jakos tak. Nikogo nie ma. Widze most linowy taki, na jego koncu taka jakby baszta, tyle ze bez scian, za to z dachem i wypelniona dosc gesto malpami! Podchodze (w koncu malpy jakies grozne nie moga byc, nie moglbym tak se wejsc przeciez), dochodze do polowy mostku - malpy juz mnie widza. Gapia sie we mnie. Niezrazony podchodze choc nie jakims znowu bardzo pewnym krokiem. Jedna z malp schodzi z poreczy i zdecydowanie idzie w moja strone. Tego nie bylo w Przewodniku!!! Co robic - Wycof! Schodze z mostu a malpa jakby miala isc za mna, ale jakos chyba sie cofnela. Poszedlem zrobic kija, znalazlem bambusa i zaczalem go rwac. Podczas tej czynnosci pojawil sie koles z obslugi i przygladal mi sie. Wreszcie wrocilem i zaczalem isc w strone malp - on - Nie wolno! Prosilem nalegalem, ale nie wolno. Dziwne bo to dla turystow wygladalo pelno znakow i w ogole. Pozwolil mi podejsc i robic malpom zdjecia.

wiszacy most..wiszacy most..wiszacy most..

..ktory konczyl sie 'wieza bez scian', czyli takim oto daszkiem pelnym malp!
To Be Continued jest 1:30 spac mi sie chce jak diabli.

Trzeba bylo isc obok - szlakiem dla turystow, z ktorego mozna bylo ogladac malpy zza rzeki. Jakis kawalek dalej znow wiszacy most w strone malp. Wszedlem na niego, doszedlem do polowy - most prowadzil dokladnie na taka 'wieze bez scian' - czyli taki daszek - pelen malp. Spaly.. Ale moja osoba je obudzila. Co sie zblizalem, to ktoras malpa zlowrogo patrzyla albo prawie ze schodzila na dol.
Nie wiedzialem ze duzo o tych malpach - czy drapia, czy gryza, czy zjadaja zywcem. Sadzilem ze powinny byc w miare potulne - nie powinny atakowac zbyt ludzi - duzo juz ich widzialy. Ale... To zupelnie co innego jak sie zobaczy taka Malpe! Prawdziwa, zywa. Szybka, zwinna, nieprzewidywalna. No i wokol nikogo! Zadnych straznikow, pracownikow - bylem zupelnie sam. Jeszcze do tego wejscie bylo zabronione! Balem sie tych malp. Naprawde dosyc sie ich balem.

Nie chcialem jednak odejsc -malpy to glowna atrakcja tego parku, a czulem ze te sa najfajniejsze. Po dlugim staniu i patrzeniu sie w te malpy, stwierdzilem, ze pojde do nich. Zalozylem kaptur i dlonie na glowe i szybkim krokiem przeszedlem pod tym ich
Plan Akcji 'Uwieziony przez Malpy'Plan Akcji 'Uwieziony przez Malpy'Plan Akcji 'Uwieziony przez Malpy'

Tu wlasnie rozegrala sie cala akcja. Po prawej stronie widac most dochodzacy do straznicy pelnej malp. Poszedlem stad w lewo, do drugiej budy pelnej malp. Jak cykalem im foty - wtedy sie nagle wszystkie wkurzyly, musialem wiec uciekac w glab zdjecia (do gory i w prawo). Widac tam taka wneke - tam byla 'slepa uliczka' - moja baza:-)
'daszkiem'. Zadna mi nie skoczyla na glowe - cudownie. Nie bylo dobrej pogody, ale mimo to cykalem duzo zdjec - jako po prostu wildlife. Nie powychodzily za bardzo. Nieprzyjemne bylo to, ze z kazdej strony malpy. Podszedlem dosc daleko od innej budki - obudzilem jakies inne malpy. Wcale mi sie to nie podobalo. Podszedlem kawalek - bylem uzbrojony w 2 aparaty fotograficzne i bambusowa galazke (taka jak dla pastuchow bydla).
Nagle stalo sie cos niesamowitego, malpy z budki 1 zaczely wychodzic i isc jakby do mnie, tak samu z budki 2. Biegly, dosc pewnie siebie i wydawaly okrutne odglosy - w jakis sposob podobne do szczekania. Zaczalem zwiewac, byle dalej od malp. Dobieglem do takiej jakby slepej uliczki - o tyle fajnie ze zadna malpa nie zajdzie cie od tylu ani z boku. I dostrzeglem 2 tegie kije. Wzialem je. Caly czas robilem zdjecia - choc wszystkie chyba beda do kasacji. Jakas malpa podeszla, ale machanie kijem niezle ja odstraszalo. Uspokoilo sie - malpy wrocily do swoich miejsc - problem tylko, ze bylem w slepej uliczce i nie bylo stad bezMalpnej drogi.

Po jakims czasie ratunek - ten sam gosc co mi nie pozwalal wchodzic. Wolal bym spadal stad, latwiej bylo wyjsc, jak sie ma wsparcie. Kolejny raz mnie pouczyl ze nie wolno i odprowadzil mnie w zasadzie do granicy miejsc z ktorych mozna bylo pojsc do malp i pokazal gdzie mam isc.. i sobie poszedl. Chcialem juz isc.. ale.. Zahaczylem sie jeszcze o ostatnie wejscie do malp, szczegolnie, ze byl komfort, ze nie musialem byc miedzy malpami - mialem je tylko z jednej strony. No i zaszedlem, porobilem troche fot, troche sie pobalem.. i wreszcie - teraz pani tez sluzba ochronna - moglem z czystym sumieniem sobie wyjsc. Ona chciala isc ze mna - chodzilo chyba o to, ze dalej malpy sa na szlaku.
Pani uzbrojona byla w bambusowego kija - do odstraszania malp. I rzeczywiscie - na szlaku siedzi banda malp. Siedza, czy ida.. tu sie przecinaly 2 szlaki - turystyczny i malpi. Pani wchodzi w nie odwaznie - one nie zwiewaja ide za i robie foty, pani macha kijem costam mowi i zasuwa. A ja chce robic foty. Jedna malpa stanela na tylnich lapach a przednia zlapala mnie za noge a druga zaczela mi grzebac w kieszeni:-) Smieszne to bylo, ale malpy sie w sumie jej baly. Pani poszla.. ja nie chcialem.. zostalem
dolinadolinadolina

Widok z ok 2500 w dol doliny.
i robilem im foty - bardzo mnie ekscytowaly te malpy, pozniej dopiero sie mialo okazac, ze nie byly one ani straszne, ani grozne.

Dalszy odcinek to mozolna wedrowka po schodach do gory. Szedlem zupelnie sam - co jakis czas mijalem tylko 'snack point' i szedlem dalej. Co tu opisywac.. chyba z 20 pare kilometrow zanim szlak poludniowy zlaczyl sie z polnocnym, teraz z kolei znowu sie szlo do gory po schodach. Od kilkunastu km nie sluchalem juz wodospadow, cwierkania ptakow i szumu wiatru😊 tylko MP3 Playera. Mniej nudno jest. I tak nudno wszystko bylo, az zagadal mnie po angielsku chinczyk, ktorego najpierw wzialem na tragarza.
Mowil, ze podaza dzis za mna, ze ta sama droga idzie i ze chcialby miec towarzysza. No i fajnie - spoko byl. Niezle mowil po angielsku, poczestowal mnie 4 ciastkami - a na glodzie bylem! No i idziemy sobie, dochodzimy do sniegu. Byla 15:30, on mowi ze chce isc na szczyt, ze jest 15km tam. Ja mowie, ze bez sensu, bo nie dojdziemy przed zmrokiem - nie bedzie fot - wiedzialem ze slonce zachodzi 18:30 i ze sie nie wyrobimy. On ale mozna sprobowac.. - w sumie co mi szkodzi - pomyslalem.
ChinczykChinczykChinczyk

Napotkany na szlaku, moj wspoltowarzysz wedrowki.
Szczegolnie ze miejsc powyzej do spania nie brakowalo.
Wiec idziemy.. zaczyna sie snieg.. idziemy, idziemy.. Po ponad godzinie, zostalem troche z tylu, bo byly fajne malpy w sniegu i robilem im pelno fot. Pozniej szedlem dalej - a tu centrum miasteczka - swiatynie, hotele, restauracje. Sporo ludzi tu wlasnie zaczyna podejscie.
Chlodno juz dosc bylo, a ze bylem w krotkich spodenkach, wiadomo bylo, ze musze sie przebrac. Nieno, nagle poczulem, ze jest mi naprawde zimno, a Chinczyka nie widzialem. Szukalem ale nie moglem go znalezc. Poszedlem do hoteliku (bardziej on przyszedl do mnie), ze 50Y, poszedlem obok 40Y i juz szedlem do pokoju, ale zobaczylem pania z hotelu 1 i wzialem pokoj za 30Y😊
Prowadzi mnie do piwnicy.., do takiego pokoju, w ktorym tylko lozko i stolik, zapala mi podgrzewanie przescieradla.. Narazie operacyjnie polozylem sie pod 2 koldry.. Obudzilem sie 2h pozniej. Rozejrzalem, rozpakowalem, przygotowalem - bylo b zimno - kolejna ciezka noc, no ale jakos w koncu zasnalem, co tu sie nad tym tyle rozwodzic!





Additional photos below
Photos: 12, Displayed: 12


Advertisement

Niech pan spojrzy na pawiana, Niech pan spojrzy na pawiana,
Niech pan spojrzy na pawiana,

..coz za malpa prosze pana. (to wcale nie pawian)


27th December 2006

czad, niczym tomb rider :)

Tot: 0.142s; Tpl: 0.021s; cc: 11; qc: 68; dbt: 0.0694s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb