Advertisement
Published: December 8th 2006
Edit Blog Post
Produkcja zabytkow
..ciagle na tej wlasnie gorze.. pelnej zabytkow ..wstalem, skoczylem do innego Tybetanskiego przybytku nieopodal. Tez fajny. Pocykalem troche fot, w przyKlasztornym sklepiku kupilem sobie troche skarbow. Sprzedawczyni znalazla metode na targowanie sie ze mna - po prostu nie spuszczala pierowtnej ceny - az wszystko kupilem po tyle ile kosztowalo. Niezle chamstwo😉, choc to podobno wszystko na klasztor idzie.
Spakowalem sie, i wszedlem na jakas gorke - z 40 min pod gorke, choc kolejka tez byla - na szczycie znowu jakies szerokoRozumiane zabytki😊 Pagoda, chorogiewki, rzezby cos jakby co kiedys bylo czy mialo byc cos na ksztalt Hipodrom/Koloseum. Standard.
Chcialem zejsc przeciwleglym zboczem gory, by sie nie powtarzac, bo na skroty i by..
No wlasnie, nie spodziewalem sie tam raczej sciezki.. I sie nie pomylilem! Choc na poczatku dla niepoznaki byl zwykly las jakby sosnowy. Niedlugo pozniej zaczely sie jednak chaszcze. Dzungla! Takie chaszcze jak dzungla. Gesto porosniete, zawiniete, poprzeplecane - prawdziwy zywoplot.
Pewnie myslicie, ze sie wycofalem. A jednak nie! Ide dalej:-)
Opracowalem pewne techniki, pozwalajace jakos poruszac sie:
1. Na 'czolg'
Chyba nic szczegolnego - chodzenie tylem, rozbijajac wszystkie trudnosci plecakiem. A trzeba powiedziec, ze mialem na sobie ow 35l plecak z przytroczona karimata, torbe z aparatem i playera
caly czas grajacego. Metoda taka sobie - nudna, poza tym krzaki cie ciagle oplataja, no i caly czas sie przeciskasz.
2. Na 'buldozera'
Jako ze deby to tam nie rosly - tylko raczej takie sosenki, jesiony (w sensie male, nie-za-grube, gietkie, wytrzymale) drzewka / krzaczory - mozna byla po prostu nachodzic na nie i zginac ciezarem ciala - a one zamiataly przeszkadzajace galezie, wyznaczajac droge. Idac po nich zgietych, calosc tworzyla dosc mocna konstrukcje, mimo ze nie zawsze byly pewne elementy.
Podstawowa wada bylo to, ze drzewko sie kiedys konczylo i chcac nie chcac trzeba bylo spasc ok metra na ziemie, przedzierajac sie przez gestwine, ktora jednak amortyzowala niezle upadki.
No i wreszcie:
3. Na "Tarzana".
Proste udoskonalenie pkt. 2. Po prostu nie spadamy w gestwine tylko dostajemy sie na inne turboDrzewo. A tam te mocne drzewka wcale tak gesto nie rosly!
W kazdym razie bedac juz blisko koncowej fazy Buldozera (czyli spadania), urodzil sie pomysl tarzana. Bylo niby jakies drzewko, ale nie za blisko. Walczac zaciekle udalo sie na nie dostac, mozna by powiedziec, balansujac nad przepascia:-) Spodobal mi sie ten pomysl. Bedac na tym troche grubszym drzewku, nie za bardzo wiedzialem
co dalej - bylo za grube by po nim pojsc, zreszta bylem juz tak 1.5-2m nad ziemia. Nie za bardzo chcialem spadac. A dookola nie za bardzo na co sie przedostac😞 Sytuacja bez wyjscia? A jednak - udalo sie! To byl prawdziwy Majstersztyk, ze az mi sie nie chce opowiadac.
..a jednak opowiem. Powiesilem sie na tym drzewie (na rekach😊), ze sie zaczynalo zginac pod moim ciezarem, przesuwalem rece jak na drazku, a ono sie coraz bardziej zginalo. Bylo juz tak z 3m nad ziemia. Wreszcie planowy trzask - i dobrze bo galaz sie nizej obsunela, a zlamanie bylo z tych jak to mlode drzewa chyba maja, ze sie zlamalo, ale sie trzymalo.
To je jeszcze rozbujalem, skok tygrysa i jestem na drzewie 3!
Nie pamietam co dalej - nie robilem dalej tarzanow, wiec chcac nie chcac zszedlem/zeszkoczylem/spadlem. Nic szczegolnego z czego co pamietam.
Wieksza niespodzianka natomiast bylo, gdy robiac buldozera prostego gdzies dalej, w etapie spadanie kontrolowane - spadalem tak podejrzanie dlugo i to chyba bylo 3-4m. Dosc powiedziec, ze metr nade mna, w gestwinie wisialy moje sluchawki, ktore i z obu uszu jak i z playera wypadly.
Pozniej jeszcze trzeba bylo zejsc z
takich skalek i dalej juz w miare prosto.
Moja opowiesc moze sugerowac, ze to bylo wszystko takie niebezpieczne. Ale tak naprawde to nie bylo. Gestwina bardzo amortyzuje lot, jedyne co mozna bylo zrobic to sie solidnie podrapac, ew skrecic kostke. A skalki byly malutkie i pionowe sciany to tez nie byly. Ktos powie, ze co jakby przy niespodziewanym buldozeru nie bylo 4 m tylko 40m - odpowiadam: Tak byc nie moglo.
Doszedlem, zjadlem miche z chwastami i do Chengdu. Tam pakowanie, nazajutrz 9am pociag do stolicy Yunnanu - Kunming. Moi juz tam siedza.
Nie mialem biletu, chcialem kupic w pociagu. Do 3 wagonow nie moglem wejsc, bo musze miec bilet i mowili ze bilet musze w kasie. Wreszcie przy ktorejs ktos wiedzial, ze mozna w srodku. Pociagi w Chinach sa zawsze zapchane, lecz ten to byla masakra. Chcialem powiedziec ciut bardziej zapchany niz srednio.
I tu moj wielki sukces! Bowiem przez caly pobyt w Chinach, gnebilo mnie poczucie, ze oni mnie ciagle robia w balona. Ile bym nie stargowal kupujac cokolwiek, chodzilo ciagle za mna, ze to powinno pojsc taniej.. Zreszta trudno wykiwac sprzedawce. I tak na kazdym kroku. Traume te na pewno
przed poranna modlitwa
..niedlugo pozniej zaczeli modlic sie, w takim ich bardzo charakterystycznym pospiewie poglebialo to zle miasto Moxi.
Tutaj niespodziewanie znalazlem wolne miejsce! I jeszcze miejsce na bagaz! A tyle osob naokolo stalo i czychalo na miejsca! To mi sie udalo.
A pociag istna masakra - 23:30h. Hard Seat. 70Y. Sam.
Przychodzi pani sprzedaje mandarynki, za chwile cala podloga wagonu jest w skorkach, przychodzi pan sprzedaje orzeszki ziemne - w lupinkach. Wszyscy pluja, charchaja - sa brudni i brzydcy:-) Pelno malych dziecakow.
By jakos zlecial ten czas rozkladalem przyjemnosci - kiedy czytalem nie sluchalem muzyki - bo i na czytanie i sluchanie muzyki mam ograniczona tolerancje i baterie😊 Normalnie zaczalem robic notatki, statystyki wyjazdu. Potem podkradlem swietne miejsce pod oknem i jakos spac i sie dalo.
Zajechalem wreszcie do Kunming. Zajechalem do Hump Over Himalaya Hostel - podobno pelno tam podroznikow i bardzo luzne i tanie miejsce. Nie bylo moich tam. Zaszedlem do ambasady Laosu, visy odebrane (bowiem dalem im moj pass bo 3 dni idzie visa). Przeszedlem kolo jakies manifestacji czy strajku. Ludzie siedzieli (cicho) pod jakims budynkiem i mieli czerwony wielki chinski napis. Cyknalem im fote, dlugo mierzac. A oni brawo bija! W tym samym czasie, co mi 2 na sluzbie, bardzo dobitnie choc nie
Gora
Widok z gory, na ktora wchodzilem 40min. I pozniej schodzilem.. po angielsku, pokazali, zebym zdjec nie robil. Kupilem zapas filmow. Zaszedlem na stadion. Olimpijski! Chyba sie tu bedzie Pilka nozna. Fajny, wielki, chinski. Dostalem SMS, ze sa obok, zaszedlem do ich hostelu. I okazalo sie ze za 3h wyjazd. A szkoda - chcialem tu jeszcze posiedziec - cieplutko, fajne miasto no i malarie za pozno zaczalem brac lek zapobiegawczy na.
Tu niespodzianka chlopaki kupili busy-kuszetki. Lozka byly rownelegle do toru jazdy, wygodne w sumie - po 3 w rzedzie z tylu 4. Pietrusy.
Tam przesiadka i bus do Laosu. Cieplo jakos sie robi. Smiesznie bo w Laosie maja nominaly 1000 2000 5000 10000 20000 50000(rzadko), a na granicy jak wyminilem jakies zupelne drobne, to dostalem gorke banknotow 2000kip (66gr).
A juz w Laosie... zycie toczy sie powoli. Odsylam do kolejnych wpisow.
Advertisement
Tot: 0.122s; Tpl: 0.013s; cc: 11; qc: 67; dbt: 0.066s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
JayGuan
non-member comment
It seems to be an interesting place
It seems to be an interesting place. Can you tell me what the place is?