Advertisement
Published: September 12th 2018
Edit Blog Post
Ta podróż była zaplanowana właściwie na ubiegły rok, ale losy potoczyły się tak, że dopiero teraz udało nam się dotrzeć na północny zachód Stanów Zjednoczonych i odwiedzić wymarzone miejsca.
Liniami KLM lecieliśmy z Krakowa, przez Amsterdam do Seattle-Tacoma. W stolicy Holandii długa, 6-godzinna, przesiadka nie pozostawiła nam innego wyjścia jak tylko wyskoczyć na miasto na poranny spacer i śniadanie. Z lotniska bilet w dwie strony to zaledwie 9.60 EUR i niecałe 20 min podróży koleją. Sebastian nie był wcześniej w Amsterdamie, a ja podczas krótkich podróży służbowych nie miałam nigdy okazji pospacerować i poobserwować miasta i mieszkańców. Na pewno wrócimy tu na weekend, nie tylko na śniadanie ;-)
W samolocie całkiem smaczne posiłki, wino i dobra oferta filmów umiliły nam ponad 10-godzinny lot do Seattle. Jednak stolica stanu WA była kolejnym punktem na naszej trasie. Na początek wynajętym na większość wakacji autem skierowaliśmy się do Issaquah, które zostało naszą bazą wypadową na dwa najbliższe dni. Niedzielę (i poniedziałek) rozpoczęliśmy śniadaniem w Twede's Cafe, znanym fanom serialu "Miasteczko Twin Peaks" jako Double R diner. Świetna kawa ("damn fine cup of coffee") z niekończącą się dolewką oraz piekielnie dobre ciasto wiśniowe musiały znaleźć się w naszym zamówieniu ;-)) W dinerze wystrój,
odnowiony po pożarze z 2000 r, jest niemal identyczny do znanego z TV, obsługa nosi tematyczne koszulki, a fani mogą kupić gadżety opatrzone napisem "Twin Peaks". Tylko twarze w środku trochę inne i nie dopatrzymy się przystojnego agenta Coopera ani ślicznej Shelly. Podążając dalej śladami serialu odwiedziliśmy posterunek szeryfa, w którym siedzibę ma firma zajmująca się rajdami samochodowymi, drogę znaną z czołówki serialu, na której miała stać tablica "Welcome to Twin Peaks" oraz wodospady Snoqualmie Falls (przy serialowym hotelu "Great Northern"). Polecamy wszystkim fanom dzieła Davida Lyncha!
W poniedziałek odwiedziliśmy fabrykę Boeinga w Everett. Mogliśmy z bliska zobaczyć etapy powstawania kilku najpopularniejszych modeli, w tym 737, 747, 787, oraz pas startowy, z którego wylatują do odbiorców gotowe produkty, ale też np. nowo złożone testowane maszyny. Przewodnik przekazał nam bardzo dużo informacji i ciekawostek, nie tylko dla fanów lotnictwa. Znowu - polecamy! (Niestety, w halach produkcyjnych jest zakaz fotografowania, stąd uboga relacja foto.)
Popołudnie i wieczór to wreszcie miasto. Krótki spacer po Capitol Hill - kolorowej i momentami zaskakującej dzielnicy niedawno obudzonej do życia, głównie przez nocne kluby oraz duże społeczności subkultur i LGBT. Odwiedziliśmy też must-see na mapie miasta - Seattle Center, gdzie podziwialiśmy słynną Space Needle (nie
wyjeżdżaliśmy na górę) oraz inne obiekty i niesamowite otoczenie kompleksu. Wieczorem spacer po nabrzeżu, Pike Place Market oraz piwo w lokalnym pubie. Zgodnie stwierdziliśmy, że miasto ma coś w sobie; takie połączenie Nowego Jorku, San Francisco i Amsterdamu. Zdecydowanie do powtórki, koniecznie z pominiętym przez brak czasu Muzeum popkultury...
Advertisement
Tot: 0.137s; Tpl: 0.013s; cc: 10; qc: 51; dbt: 0.0657s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb