Dzień 5 i 6. "Relaks" w Koyasan.


Advertisement
Japan's flag
Asia » Japan » Wakayama » Koyasan
September 11th 2019
Published: September 11th 2019
Edit Blog Post

Każdy relaksuje się na swój sposób. Czasami życie uniemożliwia rzeczywisty odpoczynek, czasami sami dokonujemy wyboru spędzenia czasu w sposób, który nie jest w rzeczywistości fizyczną "labą".


Mimo, że odległość jaka dzieli Kawaguchiko i Koyasan to ok 476 km, to przyzwyczajeni do faktu, że w Japonii pokonuje się takie trasy Shinkansenami w 2-3 h zupełnie pomineliśmy przy planowaniu czas jaki potrzebny będzie nam na przejechanie z jednej miejscowości do drugiej. Więc wczorajszy dzień miał być dniem zasłużonego odpoczynku po stawianiu czoła tajfunowi na Fuji-san. Niestety nie był.

Gdy wieczorem w poniedziałek zaczęliśmy planować nasza podróż za pomocą aplikacji Japan Transit Planner (polecam! ), wyliczyła ona, że podróż zajmie nam około 7,5 h! Sprawdziłem jeszcze raz wprowadzając korektę dotyczącą JR pass i faktu, że nie możemy korzystać z najszybszych Shinkansenów, Nozomi. Wyszło jeszcze gorzej, 8,5 h. Umknął nam fakt, że Koyasan i Kawaguchiko leżą w górach i dojazd do nich musi odbyć się za pośrednictwem kolei podmiejskich w około 80%. Aplikacja zakładała dodatkowo, że pomiędzy poszczególnymi połączeniami będziemy biec z peronu na peron dając nam czasem na to 2-3 minuty! Litości! Przecież mamy wielkie plecaki... Jednak podjęliśmy wyzwanie. Założenie było jeszcze jedno. Trzeba się trzymać sztywno planu i nie "kombinować". To także się nam nie udało.

Tak więc podróż 8,5 h i 9 (!) przesiadek. Prawie wszystkie pociągami pełnymi ludzi jadących do pracy (rano) lub z niej wracających (popołudniu). Nietrudno się domyślić, że dwójka białych z ogromnymi plecakami ("Dziubku musisz uważać! Pamiętaj, że Twój plecak jest dwa razy szerszy od Ciebie", "Uważaj na tą panią z tyłu!!!") nieświadomie siała spustoszenie w przedziałach zostawiając za sobą dziesiątki posiniaczonych i podrapanych ciał Japończyków. Cel uświęca środki a wiedzieliśmy, że choćby nie wiem co musimy się zameldować w świątyni do 17. Po tej godzinie, jak informowała strona check-in był już niemożliwy. Pewnie mnisi grają w tenisa stołowego albo układają origami.

Wszystko szło zgodnie z planem do Yokohamy. Tutaj, świadomi , że mamy mały zapas czasu postanowiliśmy odpuścić jednego Shinkansena i zboczyć do sklepu na dworcu po bento (japoński zestaw śniadaniowy w pudełku).

Kupiliśmy, patrzymy na rozkład jazdy na dworcowej tablicy i aplikacje.
"No zobacz. Ta apka jakaś niedoskonała jest. Proponuje teraz Hikari (średnio szybki Shinkansen) za pół godziny a za 5 minut mamy Kodama (wolniejszy Shinkansen). Nie no przecież Kodama aż taki wolny nie jest. Dawaj".

Był.

Okazało się, że nasze domino się posypało. Przez żółwiowatego Kodame nasza trasa rozciągnęła się w czasie do tego stopnia, że aplikacja pokazywała jako godzinę przybycia ok 18. Nie zameldujemy się i co gorsza nie zjemy wypasionego obiadu jaki mamy w cenie ryokanu, a który rozpoczyna się o 17.30. Dwie tragedie na raz. Nawet nie będę pisał ile kosztuje doba w takim ryokanie z posiłkami...

Jedziemy tym Kodamą. Dziad staje i staje. Nawet nie chce się rozpędzić do 250 km/h. Ja kombinuję. Ok mam. Wypatrzyłem na apce, że wszystkie Kodamy i Hikari spotykają się w połowie drogi do Osaki. W Nagoya. Tam wyskoczymy z Kodamy, poczekamy na peronie na Hikariego. Stracimy tak 20 minut ale w końcowym rozrachunku zyskamy 30 minut. Nadążacie? Będziemy o 17.30. Napisze maila do japaniseguesthouses.com przez których bookowalismy ryokan. Poproszę aby powiadomili księdza proboszcza, że spóźnimy się na check-in. Może któryś z mnichów oderwie się od populudniowej sesji czesania kamieni w ogrodzie i poświęci nam 5 minut? Obiad będzie już wtedy uratowany.

Wszystko znowu zaczęło się układać. Dostałem zwrotnego maila, mnisi zrobią dla nas wyjątek. Od razu włączyłem słownik polsko-japonski i zaczęliśmy się uczyć jak jest po japońsku "bardzo przepraszam".

"Gomen'nasai.... Gomen'nasai... Gomen'nasai...."

Jeszcze tylko Osaka. Tu musielismy przesiąść się na metro i odjechać jakieś 4 przystanki. Gdzie to metro!!! Gdzie to metro!!! Trzeba przejść przez centrum handlowe. Dobra biegniemy. Są strzałki. Uciekło nam. Dobra to godziny szczytu więc za 2 minuty jest następne a po nim mamy pół godziny czasu. Teraz już 28 minut. Wysiedlismy. Szukamy strzałek z Namba do Nankai Namba. Nieeeee! Wysiedliśmy o jeden przystanek za szybko. Biegiem wracamy na peron. Kupujemy bilety bo poprzednie przepadły. W międzyczasie uciekły nam 3 pociągi i kolejne 6 minut. Zostało 22 a aplikacja nie bez powodu dała nam tyle czasu. Z Namba do Nankai Namba idzie się długo. Za długo. Musieliśmy biec. Po drodze schody ruchome przez 3 kondygnacje. Nie wierzę. Zawalone ludem. Basia od razu zboczyła i pędzi do góry tradycyjnymi. Z dołu widziałem tylko podskakujący plecak. Wpadliśmy na stację Namba Nankai. Tu trzeba kupić bilety bo JR pass już tu nie hula. Kasa biletowa, kasa, Kasa!!! Gdzie ona!!! Jest. Wpadliśmy do niej. Pani coś do mnie mówi a ja nie słyszę ani nie widzę bo mam szum w uszach, wodospady potu na okularach i mroczki przed oczami.

"Czy w dwie strony? Nie jedna wystarczy byle szybko bo mamy 4 minuty!"

Japońskie pociągi się nie spóźniają. Czasem nawet odjeżdżają przed czasem. Ten z Namba Nankai 20 sekund. Z nami w środku.

Dalej już było spokojnie. Koło za kołem. 1 h tym pociągiem. 50 minut następnym, który czekał na nas grzecznie na tym samym peronie. Potem jeszcze tylko kolejka linowa na górę Koya i musimy wziąć taksówkę. Nie ma taksówek. Są autobusy. Miły pan kierowca sprawdził w jakiej świątyni śpimy. Skierował nas na stanowisko. Była 17.14. Gomen'nasai. Gomen'nasai...

W świątyni byliśmy 17.33 i tak aby nauczyć nas porządku kazali nam czekać pod wejściem 10 minut. No to staliśmy tak zostawiając kałuże potu, który się z nas łał na święty chodnik. W końcu udało się zameldować i zjeść już zimny obiad.

Pobyt w ryokanie jest super. Piękne wnętrza. Piękny ogrod. Doskonale jedzenie. Mycie w wyznaczonych godzinach (16-21) ale za to w pięknej łaźni z onsenem pełnym ciepłej wody z goracego źródła.

Dziś był drugi dzień wypoczynku. No to wstaliśmy o 4.50 aby na wschód słońca pójść na przepiękny cmentarz i mauzoleum pośród tysiącletnich cedrów. Potem poranna modlitwa o 6.30, śniadanie o 7.30 i padliśmy na twarze na półtorej godziny drzemki. Po niej 6 godzin chodzenia po okolicznych ścieżkach pielgrzymkowych i koniec naszego wypoczynku.

Koyasan jest przepiękne i mistyczne. Jednak co za dużo to nie zdrowo. Jutro uciekamy i po 2,5 h drogi chcemy się znaleźć w Nara aby spotkać z naszą japońska znajomą, która obiecała nam lekcje kaligrafii tuszem w stanie stałym (tak przynajmniej to zrozumieliśmy) oraz posiłek w supersoba restauracji. Woźniaków nikt nie zajedzie.

Gomen'nasai... Gomen'nasai...

Basia i Wojtek


Additional photos below
Photos: 14, Displayed: 14


Advertisement

Womens Pilgrimage Trail.Womens Pilgrimage Trail.
Womens Pilgrimage Trail.

Dawno, dawno temu gdy kobiety były niegodne wejścia do miasta, musiały je omijać chodząc ścieżkami w lesie.


Tot: 0.119s; Tpl: 0.012s; cc: 10; qc: 55; dbt: 0.0613s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb