Dzień 12. Dzień małych dramacików.


Advertisement
Japan's flag
Asia » Japan » Tochigi » Nikko
September 17th 2019
Published: September 17th 2019
Edit Blog Post

W drodze na Mt Hangetsu.W drodze na Mt Hangetsu.W drodze na Mt Hangetsu.

Bywało tajemniczo i mgliście.
Ostatni dzień w Nikko musiał być dniem małych dramacików Trudno w zasadzie zdefiniować czym jest "mały dramacik". Chyba najprościej można by je ująć w następujących słowach: "mały dramacik(ang. little unluck) - zdarzenie nie powodujące trwałego uszczerbku na zdrowiu fizycznym. Jego wpływ na zdrowie psychiczne bywa poważny, lecz według wszelkich przeprowadzonych dotąd badań przemijający po upływie nie więcej niż 24 h. Nie wymaga hospitalizacji oraz farmakoterapii. Jako środek tymczasowo uśmierzający cierpienie psychiczne (ang. pain in the ass) zalecane jest dobre słowo oraz współczucie". Tyle słownik. Jak to było w praktyce?

Pierwszym małym dramacikiem była konieczność wczesnego wstania. Nasz plan dnia zakładał wyrobienie się do godziny 11-12 z wędrówką pieszą. Droga prowadząca od pętli autobusowej przy jeziorze Chuzenji poprzez szczyty gór do Mt Hangetsu to, według tutejszych przwodników ok 4-5 h. Więc chcąc lub nie musieliśmy wstać o 5.30 ponieważ popołudniu miał zacząć siąpić deszcz.

Trasa nie jest tak wymagająca jak Mt Nantai, lecz nie dla par po 60tce preferujących spacery nad bulwarami w niedzielne poranki. Po prostu trochę potu leje się po plecach i chwilami jest zadyszka. Jednak jak stwierdziła Basia "Nie ma dramatu".

Nie mam też nikogo na szlaku. Na Mt Nantai spotkaliśmy setki ludzi po drodze. Tutaj, aż do samego szczytu, nikogo. Wiele znaków przed wejściem do lasu ostrzega przed obecnością niedźwiedzi. Nie mając więc w okolicy nikogo z dzwoneczkami przy plecaku grzecznie, po raz pierwszy, wyjęliśmy zakupione w Polsce gwizdki i co jakiś czas pogwizdywalismy w nie. Aby niedźwiedź wiedział, że to gwiżdżą nie ptaki a ludzie zaproponowałem aby wygwizdywac kibicowskie przyśpiewki stadionowe. Zadziałało. Żaden niedźwiedź nie zbliżył się na odległość rzutu butem trekkingowym.

Po spożyciu śniadania w połowie drogi zdarzył się drugi mały dramacik. Idąc parę metrów z przodu usłyszałem jak Basia próbuje wywołać wymioty i w ogóle zachowuje się jakby była w Chinach a nie Japonii. Na moje pytanie "Co się stało?", odpowiedziała:

"Już za późno, daj mi szybko wodę"

"Na co za późno?"

"Jest za głęboko, nie wykaszle jej... A była taka tłusta i świecąca"

Tak oto, mimo wszelkich starań nie zachowaliśmy w pełni wegańskiej diety podczas tych wakacji.

Pełna białka i energii po tym zdarzeniu Basia wyrwała do przodu. Chmury to nas otaczały, tworząc mistyczna atmosferę, to opuszczały odsłaniając piękne widoki jeziora Chuzenji i okolicznych gór. Żyć, nie umierać i szkoda wyjeżdżać.

Po 5 h niezbyt morderczego trekkingu dotarliśmy do szczytu Mt. Hangetsu, którego... praktycznie nie ma. Wierzchołek góry ukryty jest w lesie i w zasadzie nic z niego nie widać. Jedyna atrakcja byli pierwsi spotkani na trasie ludzie. Para japońskich emerytów, którzy mówiąc do nas w swym języku robili to tak obrazowo i treściwie gestykulowali, że dałbym głowę, że prawie wszystko zrozumieliśmy.

Prawdziwy "wierzchołek" jest pareset metrów dalej. Pięknie położony punkt widokowy, z którego powstaje większość zdjęć do folderów reklamujących ta okolice. Nie zastanawiając się długo szybko sięgnąłem do plecaka po taszczonego drona i wypuściłem go parędziesiąt metrów w górę.

Trzeci mały dramacik.

Na ekranie telefonu, którym sterowalem drona pojawił się komunikat, żeby czym prędzej obniżyć pułap. Popatrzyłem w górę i stwierdziłem, że nie wiem gdzie jest sterowany przeze mnie obiekt. Nadciągnęła chmura. Po chwili już wiedziałem. Mogłem tylko patrzeć jak dron niczym ustrzelona kaczka, spada z 20 metrów w pobliskie zarośla.

Towarzysząca nam na pomoście para Japończyków zrobiła miny wyrażające ubolewania i szybko się ewakuowała aby nie być świadkami mojej rozpaczy.

Na szczęście drony mają jedną dobrą cechę. Gdy jest gorąco to dyszą. To znaczy włącza im się wentylator. Byłem głupi bo gdy wybierałem kolor mojego zdecydowałem się na zielony. W tej sytuacji mogłem go szukać tylko nasłuchując. Na szczęście utknął na pobliskim, niezbyt wysokim drzewie więc dałem radę go zdjąć a nieceniona Żona zlokalizowała odpadniete śmigło. Dron jest chyba w całości a film z jego upadku będzie z pewnością spektakularny.

Pogoda zaczęła się psuć, więc przeanalizowaliśmy nasze możliwości czasowe oraz sprzęt i wyposażenie przeciwdeszczowe i oddaliśmy pole dalszej wędrówki bez walki z nadciągającymi chmurami. Górę Hangetsu od parkingu dla samochodów i końcowego przystanku linii G dzieli 20 minut na nogach. Co dziwne to tutaj spotkaliśmy jedyne dzikie zwierzę, tego dnia, które nie przestraszyło się nadciągających z oddali ludzi wygwizdujacych co parę minut cos na kształt "oleeeee, ole ole oleeeee". Byla to sarna więc moze to nie aż takie dziwne w zasadzie.

Na koniec Kegon Waterfall, czyli piękny wodospad, od którego wszyscy zaczynają tu wizytę. Rzeczywiście piękny. Tutaj czwarty mały dramacik. Przedwczoraj szukaliśmy restauracji które nie byłyby zamknięte po 16. Doszliśmy do głównego skrzyżowania nad jeziorem. Okazało się, że zaraz za nim, niedaleko zejścia do Kegon Falls jest ich co nie miara i większość zamykana jest o 18. Jak na Nikko to zdecydowanie bardzo długo. Wręcz świta gdy zaciągają rolety. Dwa dni męki i narzekania na to miejsce a tu taki tętniący do późnych godzin nocnych
Inni robią zdjecia z alkoholemInni robią zdjecia z alkoholemInni robią zdjecia z alkoholem

My z naszym ulubionym napojem Rich Green Tea. Bez grama cukru ?
zaułek. Na sam koniec.

Jutro droga powrotną do Tokio (tylko 3 h), posnujemy się po ulubionych dzielnicach, zakupimy roczny zapas herbaty i czas wracać do Polski.

Dziękujemy za uważne czytanie i śledzenie naszych losów.

Do zobaczenia na blogu w 2020 r. ?

Basia i Wojtek.



Additional photos below
Photos: 13, Displayed: 13


Advertisement

Lake ChuzenjiLake Chuzenji
Lake Chuzenji

Widok z Mt Hangetsu.
Yuba soba.Yuba soba.
Yuba soba.

Czyli soba ze skórą z mleka sojowego.


Tot: 0.042s; Tpl: 0.014s; cc: 6; qc: 23; dbt: 0.019s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb