Dzień 4. Japonia o jakiej śnimy.


Advertisement
Japan's flag
Asia » Japan » Kyoto » Kyoto
September 19th 2015
Published: September 19th 2015
Edit Blog Post

Nasz KodamaNasz KodamaNasz Kodama

Zaraz wystrzeli do Osaki.
Takie właśnie jest Kyoto. Bardziej tradycyjne, mnie zurbanizowane (poza centrum oczywiście) i nawet nasze lokum to stary guest house z papierowymi ścianami i pokojem na 4,5 tatami (tradycyjna japońska mata), czyli ok 8 m kw. Jednak od początku bo przecież rano musieliśmy tu jakoś dojechać.

Wczoraj wspomniałem coś o niezatłoczonym Tokio. Cofam to. Aby zmienić zdanie wystarczy spróbować z plecakiem dobrnąć do peronu shinkansena (pociąg pocisk) przez cały dworzec Tokyo Station. Morze ludzi, każdy brnie w inną stronę. Każdy, jak nie Japończyk, rozpycha się łokciami i zapomina o wpojonej powciągliwości i takcie. Czuliśmy się jak u siebie 😊.

Po podbiciu JRpassów na 1 bramce wszędzie wchodziliśmy za okazaniem naszego biletu panu kierownikowi peronu. Tak służbowo jakby. Na pociag. Wczoraj przed podróżą odrobiłem, jak mi się wydawało, lekcje i zapamiętałem, że nie możemy jechać najszybszym pociągiem, Nozomi, bo nie pokrywa go nasz JRpass i najwolniejszym, Kodama, bo jest.. najwolniejszy. Pozostawał Hikari. I co? No i gdy już dotarliśmy na dworzec zapomniałem o wyuczonej wiedzy i pełni szczęścia, że jesteśmy na peronie wsiedlismy do Kodamy, który zatrzymuje się na każdej stacji w drodze do Kyoto. Przynajmniej pomiędzy nimi jedzie szybko 😊. Miejsca są nierezerwowane a my jesteśmy gajdzinami, czyli niejapończkami, więc gdy rozsiedliśmy się na 2 fotelach, 3 obok nas pozostał pusty prawie do końca. Koło gajdzinów się nie siada bo są nie z Japonii i kto wie czy nie zarażą jakąś europejską chorobą albo ugryzą i trzeba się będzie jeszcze szczepiać boleśnie w brzuch. Tym sposobem miejsce obok nas pozostało puste do, mniej więcej, 4 od końca stacji, na której, podczas krótkiego postoju wysiadłem z pociągu aby nabyc coś w jednej obecnych wszędzie, tylko jak się okazało, nie w pociągach, vending machine z napojami. Tym co mają słabsze serce i pęcherze śpiesze z wyjaśnieniem. 1. Mam geny ojca, który za każdym wyjazdem na wakacje, wsiadał do ostatniego wagonu jadącego już pociągu na stacji Gdańsk Centrale. Krzyżówka na drogę musi być. Zawsze mu się udawało. 2. Akcja była dokładnie zaplanowana i zaaprobowana przez wysuszoną do granic możliwości, małżonkę, która na wszelki wypadek otrzymała swój JRpass i instrukcje co robić jeśli zostanę na peronie z butelką herbaty a pociąg wystrzeli w kierunku Kyoto. W końcu to pociąg pocisk więc nigdy nie wiadomo... Przygotowałem się mierząc stoperem czas postoju na poprzednich przystankach i wyciągnąłem z niego średnią arytmetyczną. Założyłem 30 sekundowy margines błędu, więc miałem 2,5 minuty na to, aby wysiąść na peron, spokojnym ruchem wyciągnąć z kieszeni przygotowane 300 yenów wrzucic je do automatu, wybrać dla siebie zieloną herbatę a dla Basi ''Taką rożaną mni weź, pamiętasz jak na Tajwanie, tylko lekko słodzona żeby była, czyli nie gorzka i nie za słodka. Różana!''. Potem tylko zabrać herbaty i resztę i spokojnie wsiąść do pociągu z zapasem ok 30 sekund. Nie mogło się nie udać. Tylko gdzie jest ta j****a rożana nie za słodka!!! Nie ma. Na zastanawianie się co wybrać w zamian poświęciłem ok 20 sekund bo włączony stoper nieubłaganie odmierzał czas a Basia z roześmianą miną robiła mi fotki z pociągu. Kupa śmiechu zaiste... Zdążyłem ale okazało się, że to co jej przyniosłem, nie dość, że nie było różane, to dodatkowo nie było nawet herbatą. Gorzka kawa zbożowa. Kłosy i ziarna na butelce wydawały się na peronie kwiatami... dałbym sobie rękę uciąć. Na szczęście moja wspaniała żona pocieszyła mnie słowami: ''Nie martw się, jak się tego nie wącha to nawet da się wypić". No i ten biedny Japończyk, który dosiadł się podczas mojej nieobecności, myśląc, ze zajmuje miejsce z jednofotelową strefą demarkacyjną antygajdzinową...



Gdy już dobrze nawodnieni dotarliśmy do Kyoto Station, postanowiliśmy się nie męczyć samodzielnie i szybko wyszukaliśmy informację, gdzie miła pani szybko, jasno i sprawnie wyjaśniła nam tajniki poruszania się po Kyoto i pokazała jak najszybciej dotrzeć do naszego Guest House Bola-Bola (nazwa wzbudziła ogólną radość wśród całej ekipy obsługującej centrum). Okazało się, że Kyoto ma wspólną cechę z naszą Warszawą, czyli dwie, praktycznie bezużyteczne dla turysty, linie metra przecinające miasto niczym wielki krucyfiks a podstawa transportu to autobusy. Jutro ocenimy jak się sprawdzają. Nasz JRpass dziś w 100% pokrył zapotrzebowania komunikacyjne. Dzięki niemu sprawnie i szybko dojechaliśmy do guest house'u w 15 minut, mimo, że leży na południowo-zachodnich obrzeżach miasta (wszystko w centrum było juz zabookowane 1,5 miesiąca przed naszym wyjazdem) oraz zwiedziliśmy pobliskie świątynie, slynny las bambusowy i wieżę widokową w centrum Kyoto. Wszystko tu, jest zgodne z naszymi wyobrażeniami. Kyoto to stare japońskie miasto, duzo więcej tu samurajskiego klimatu, pięknych zabytków i domów, choć te nowobudowane to wciąż podobne absolutnie maksymalne miniaturyzacje domów w architektonicznym nieładzie i plątaninie kabli, nie do pomyślenia w Polsce. Myślę, że porównanie tych domów do spotykanych u nas na działkach altanek będzie najbliższe rzeczywistości.

Nasz guest house to niekwestionowany rarytas. Typowy stary japoński dom, w którym podłogi wyłożone są tatami, chodzi się oczywiście bez butów. Cały wykonany jest z drewna i papieru. Pisząc te słowa leżę na tatami i futonie, nie mamy w pokoju łóżka. Rano zwija się futon, czyli materac pod ścianę, aby móc zrobić krok do przodu. Absolutnie wszystko słychać, łącznie z zacinającym za ścianą sąsiadem, przejeżdzających kilometr dalej pociągach nie wspomnę 😊. Dobrze, że zabrałem zatyczki do uszu dla Basi. W ubikacji jest typowy dolnopłuk z kranikiem i umywalką, więc gdy zrobi się co się miało zrobić i spuści wodę, trzeba od razu dopaść do kranika i umyć ręce bo woda zaczyna automatycznie lecieć. Doskonały pomysł. Oszczędza wodę, miejsce i ćwiczy refleks. Dlaczego tego nie ma w Polsce? 😊

Ok czas kończyć bo jutro też jest dzień i musimy coś w okolicy zaliczyć.



Aligato!



Basia i Wojtek


Additional photos below
Photos: 10, Displayed: 10


Advertisement



Tot: 0.162s; Tpl: 0.011s; cc: 10; qc: 58; dbt: 0.0786s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb