Dzień 13. Jak zostaliśmy chińskimi blokersami.


Advertisement
Hong Kong's flag
Asia » Hong Kong » Kowloon
September 17th 2018
Published: September 17th 2018
Edit Blog Post

Gdzieś na trasie autobusu Changscha-ZhangjiajieGdzieś na trasie autobusu Changscha-ZhangjiajieGdzieś na trasie autobusu Changscha-Zhangjiajie

Pożywny chiński obiadek. Wybraliśmy pistacje.
Każda historia, która zmierza ku pozytywnemu zakończeniu pozwala w równie pozytywny sposób patrzec, z perspektywy czasu, na minione dni. Siedząc w pociągu Fungxiao z Changscha do Shenzhen myślimy o naszej dwudniowej walce o wydostanie się z wnętrzności chińskiego smoka zrelaksowani ale czesciowo przetrawieni. Ów zacharczal dziś przeciągle i wypluł nas na poludnie.

Druga połowa wczorajszego dnia i pierwsza dzisiejszego nie była dla nas na pewno czasem straconym. Myślę nawet, że dowiedzieliśmy się o prawdziwych, dzisiejszych Chinach dużo więcej niż przez minione 2 tygodnie.

Już w Zhangjiajie wiedziałem, że straciliśmy kolejny nocleg. Tym razem w Guangzhou. Powiewy Manghkuta skutecznie wyłączyły z użytku wszystkie trasy kolejowe prowadzące do Shenzhen. Nie chciałem więc przesadzać z kosztami noclegu w Changscha, nie wiedząc nawet czy i kiedy uda nam się tam dotrzeć. Zarezerwowaliśmy więc pokój nieopodal dworca Changscha South, z którego odjeżdżają wszystkie szybkie pociągi w miescie. Nasz autobus bezpiecznie i o czasie zacumował na drugim końcu miasta, więc pozostało ok godziny jazdy metrem w kierunku południowo zachodnim. Tu oczywiście przydała się aplikacja z mapą. Gdy po wyjsciu z dworca zaczęlismy zbliżać się do trzech monumentalnych, 25 piętrowych, wieżowców, moja pinezka na mapie nieubłaganie wskazywała jeden z nich jako nasz nocleg. Moje oczy natomiast zaczęły unikać wzroku Basi.

Im bliżej wieżowców tym przeczucia były gorsze. Pinezka konsekwentnie wpiela się w środek jednego z nich. Otoczenie natomiast nie dodawało nam otuchy. Roznoszące się zapachy mówiły, że pewnie w okolicy jest jakiś śmietnik, lecz rzedko odwiedzaja go służby komunalne. Przechadzający się na około półnadzy mężczyźni, z wyrobami tytoniowymi w ustach dodawali charakteru okolicy. Pinezka zacięła się i uparcie kazała nam wejść do jednej z klatek schodowych. Widok spowodował, że poczuliśmy się przerażeni, jednak coś, na pewno nie zdrowy rozsądek, nakazywal brnąć w te brudne, odrapane i nie malowane od 30 lat (czasem lubię przesadzać lecz tu mogę mylic się o maksymalnie 1,2 lata) ściany. Biegające w około, brudne dzieci, kolejni mężczyźni przyglądający się nam podejrzanie spluwali charchajac z głębi gardła. “My do hotelu.”. Na parterze po lewej przepalona cebulą i olejem garkuchnia. Po prawej spożywczy z asortymentem pierwszej potrzeby (mydło, podpaski i zupy noodle). Przed nami dwie windy. Każda na dwudziestym którymś piętrze. Czuliśmy się jak w najpodlejszej wersji Alternatywy 4. 5 minut oczekiwania na windę było wiecznością. Gdy dojechaliśmy na 2 piętro okazało się, że pół korytarza ktoś wynajął na hostel wklejając piękne zdjęcia pokoi na booking.com.

Właściciel napisał nam na Wechat'cie, że “I diner now, wait 5 min”. Gdy przyszedł okazało się, że jest prawdopodobnie małym potentatem na tym blokowisku bo ma jeszcze pół korytarza na 18 piętrze w bloku obok. Tam nas ulokował pod czujnym okiem swojej siostry, czuwającej nad tą częścią biznesu. Oboje oczywiście “no English”. Na szczęście Wechat chyba automatycznie tłumaczył to co pisałem bo przez Internet jakoś się dogadywaliśmy. Gdy weszlismy do pokoju odruchowo pozamykalismy wszystkie zamki i zasuwy a Basia, swoim zwyczajem jeszcze z Singapuru, usiadła na parapecie i poprzez uchylona zasłonkę zaczela lustrować okolice. Była 17 a my od paru godzin nic nie jedliśmy. Należało zdobyć się na odwagę i wyjść z pokoju, przebrnąć przez, zawsze trudny etap w windy, i kupić coś w spozywczym na kolacje. Wsiadający i wysiadający z windy jakby nie patrzyli już na nas tak złowrogo a rozklekotany wiatrak w jej suficie nie brzmiał tak złowieszczo pośród ciszy w kabinie.

Pani w sklepie pomogła znaleźć nam herbatę w postaci liści. Dokupiliśmy jeszcze żelazny element diety każdego Chińczyka, instant noodle, oraz żelazny element naszej diety w Chinach, pistacje. Wróciliśmy do pokoju.

Po kolacji współczesnego mistrza kung-fu (lista powyżej) jeszcze raz sprawdziliśmy, czy wszystkie zasuwy i zamki są w pozycji zamkniętej i trzeba było się kłaść spać. Acha. Jeszcze trzy sprawy.

Chińskie pokojomieszkanie. Takie w jakim zamieszkaliśmy na ta jedną noc. Typowa, chińska 4-10 osobowa rodzina mieszka w jednym pokoju o powierzchni 15 m kw plus lazienkopralnia. W mieszkaniu się nie stołuja bo na parterze jest komunalna restauracja z cennikiem “wszystko za 8 Yuanow” (4 zł). E-skuter trzymają pod blokiem lub na korytarzu na piętrze. No tak. Muszą go wwozić windą. Okna (2) są zakratowane. Od 1 do 25 pietra. Widocznie tutejsi złodzieje sa alpinistami.
Nasze łóżko miało przedziwny materac. Gdy postukalo się w prześcieradło aż chciało się powiedzieć “kto tam?”. No decha. Podnieśliśmy materac do góry. Przedzwine. Wygląda na to, że leżał tak od dawna ale ewidentnie przeznaczeniem spodu było bycie wierzchem. Odwróciliśmy. Przyszli goście hostelu nieświadomie nam za to podziękują.
Chyba najważniejsze. Zakup biletu do Shenzen zostawilem na poranną wizytę na dworcu. Jednak zanim zasnęliśmy coś mnie tknęło. A jeśli jutro już biletów nie bedzie? Pociągi odjeżdżają co pół godziny ale w Chinach to możliwe. Wszedłem na stronę chinahighlights.com i poczulem, że robię się na przemian blady i czerwony. Sprawdzałem kolejne pociągi. 0 miejsc do północy. Nawet stojących. Jason to nasza ostatnia deska ratunku. Napisałem do niego na Wechat'cie.
Kaifu Temple Changscha.Kaifu Temple Changscha.Kaifu Temple Changscha.

Jedyne miejsce warte uwagi w drodze do nepalskiej restauracji.
Na szczęście znów był w pracy (teraz już mam pewność, on nie śpi). Sobie tylko znanymi sposobami znalazł nam miejsce na następny dzień na godzinę 19. Jeszcze jeden dzień w świątyni betonu i smogu. Trudno. Przelkniemy i to. Jason rezerwując nie dał nam pewności, że pociąg nie zostanie odwołany ze względu na tajfun. Trudno, rano jeszcze mały stres przy odbiorze biletów przy kasie. Damy radę.

Nasze podróżnicze doświadczenie zawsze mówi nam jedną rzecz. Każde miejsce, im dłużej się w nim jest, da się “oswoić”. Gdy wychodziliśmy rano do sklepiku na parterze i na dworzec, odrapane ściany nie wydawały się już tak przerażające, ludzie wychodzący do pracy nie zwracali na nas uwagi, a pani w sklepie powitała nas usmiechem.

Kolejka przy dworcowej kasie była długa. Wystalismy jednak swoje 5 minut i nadspodziewanie szybko odebraliśmy zamówione bilety. Czyżby więc nasz escape room się otworzył? Wiedzieliśmy, że dopóki nie wsiądziemy do pociągu nie możemy być tego pewni.

Pozostało nam więc zagospodarowanie 7 godzin czasu w Changscha. Basia wymyśliła sprytny plan. Jako, że miasto, mimo, że jest stolicą prowincji (a może właśnie dlatego było budowane na predce?), według przewodników słynie z niczego (poza mauzoleum i postumentem Mao Zedunga, które od razu skreslilismy z listy) zaplanowaliśmy 4 godzinna wyprawę do jednej z dwóch, polecanych jako wegetarian friendly, restauracji w mieście. Możemy powiedzieć, podobnie jak Tomek Michniewicz, że najedliśmy się pierwszy raz od dwóch tygodni. Jedzenie w nepalskiej restauracji było świetne i powstał w niej, prawdopodobnie, pomysł na następne wakacje ?.

Po powrocie na dworzec pozostała godzina nerwowego truchtania między ławkami w poczekalni a kawiarnią w oczekiwaniu, na to, żeby nasz pociąg pokazał się w kolejce do odjazdu na e-tablicy. Gdy się pokazał w pozycji oczekujacej, poczuliśmy sie jak po wygraniu losu na małej loterii.

Właśnie mkniemy z prędkością 300 km na godzinę w stronę Shenzhen. Jeśli ten tekst ukaże się na blogu, będzie to oznaczało, że szczęśliwie przebrnęliśmy przez odprawę graniczna i dojechaliśmy metrem do naszego ? w Kowloon w Hongkongu. Jesli czas pozwoli, to jutro, przed odlotem podsumuje nasza podróż. Dziwna i pouczajaca. Jesli nie pozwoli to usłyszymy się pewnie za rok. ?

Basia i Wojtek


Ps. Po wycieńczającej walce z czasem, umykającymi ostatnimi pociągami metra, 15 minut przed zamknięciem granicy Chiny/Hongkong (uwierzylibyscie, że po północy jest nieczynna?) dojechaliśmy do hotelu w dzielnicy Kowloon. Ulice Hongkongu pełne są potłuczonego szkła a ludzie mówią, że z takim żywiołem jeszcze się nie zetkneli. Może dobrze, że nas tu przedwczoraj i wczoraj nie było....


Additional photos below
Photos: 9, Displayed: 9


Advertisement

Changscha South Railway Station.Changscha South Railway Station.
Changscha South Railway Station.

Pewni na 90% czekamy na pociąg ?
Shenzhen metro.Shenzhen metro.
Shenzhen metro.

Czyli już prawie u celu.


Tot: 0.653s; Tpl: 0.012s; cc: 7; qc: 52; dbt: 0.5906s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb