Dzień 11 i 12. Kyoto


Advertisement
Japan's flag
Asia » Japan » Tokyo » Asakusa
October 5th 2016
Published: October 7th 2016
Edit Blog Post

W każdej podróży nadchodzi ten moment. To nasz przedostatni dzień w Japonii w tym roku. Jutro o 10 wylatujemy do Warszawy. Dziś jednak postanowiliśmy wycisnąć z naszych wakacji ile się da. Po pokonaniu dystansu paruset km z Kyoto do Tokyo szybko zostawimy plecaki w Asakusabashi, w naszej ulubionej sieci hoteli Toyoko Inn i wyruszymy w prawie godzinną wyprawa na górę Takao.

Goniący nas od tygodnia tajfun Chaba, gdy wreszcie nas dopadł w Kyoto, był już tak wycieńczony, że nie spowodował nawet większego podmuchu w mieście. Rozpadł się na czynniki pierwsze powodując tylko parogodzinne, obfite opady. W ostatnich dniach w Gdańsku było dużo gorzej. Tyle wiemy z relacji rodziny i znajomych. Teraz nad Honsiu jest idealnie czyste niebo i aż szkoda stąd wyjeżdżać.

Dwa dni jakie spędziliśmy w Kioto miały być uzupełnieniem zeszłorocznego pobytu w mieście. Zakładaliśmy zwiedzenie wschodniej jego części i udało się w ponad 100%. Kioto jest piękne, zabytkowe, pro-turystyczne i możnaby o nim pisać godzinami. Jednak każdy kto kiedykolwiek odwiedza Japonię, odwiedza i to miasto. Nie będę się więc rozwodził nad jego zaletami. Trzeba je po prostu zobaczyć. Część wschodnia jest chyba najpiękniejsza i sam nie wiem dlaczego ją odpuściliśmy w zeszłym roku. Nie będę więc pisał o Kioto, napiszę natomiast o tym dlaczego lubimy Japonię i dlaczego pewnie do niej wrócimy jeszcze w przyszłości.

Za ludzi. Japończycy są wyjątkowi. Kraj, który przez wieki był izolowany jako wyspa kulturalnie i obyczajowo, stworzył obywateli, którzy stanowią o jego charakterze i odczuciach tych, którzy Japonię odwiedzają. Na każdym kroku można liczyć na serdeczność, pomoc i bepieczeństwo. Niewiele osób mówi tu po angielsku, jednak zawsze można liczyć na to, że niezależnie od bariery językowej ktoś nam pomoże. Przynajmniej będzie się starał. Są legendarnie honorowi. Starsza pani, będąca naszą gospodynią na Yakushimie specjalnie wstała wcześnie rano aby ugotować nam ryż i usmażyć krewetki na prowiant. Musiały być świeże. Za darmo. Wszystko dlatego, że poleciła nam sklep z prowiantem, który w dniu naszej wycieczki był akurat zamknięty. Para prowadząca hostel w Kioto specjalnie wstała dziś o godzinę wcześniej aby nas pożegnać i życzyć udanej podróży. Przykłady możnaby mnożyć. Ludzie są tu uśmiechnięci, obowiązkowi i dla nich się wraca.

Za czystość i bezpieczeństwo. Na dworcach odkurza się odkurzaczami schody, w ogrodach zamiata się mech z liści zbierając je po jednym. W metrze nie ma ani śladu papierka czy niedopałka papierosa. Toalety są wszędzie za darmo, czyste, z mydłem i często dodatkowym płynem do dezynfekcji rąk. Radiowóz policyjny widzieliśmy 2 razy podczas całego wyjazdu. Pijanego Japończyka ani razu. Basia twierdzi, że oni zaczynają pić po 22, gdy my już śpimy. Możliwe. Faktem jednak jest, że ani razu, ani przez chwilę nie poczuliśmy choćby cienia zagrożenia ze strony drugiej osoby. W innych rejonach Azji różnie z tym bywało.

Za kuchnię. Bardzo lubimy japońską kuchnię. To nie tylko sushi. To tempura, to zwykła soba i ramen. Faktem jest, że robione tutaj sushi jest inne niż w Polsce. Rybę kroi się grubiej. To zazwyczaj nigiri, czyli ryż z płatem ryby i wasabi, bez glonów nori. Bez udziwnień, prosto, aby docenić smak dobrej ryby i dobrze doprawionego i ugotowanego ryżu.

Za herbatę. Zieloną. Tą z wszechobecnych automatów. Zawsze zimną, prawie zawsze dostępną. Z małymi wyjątkami jak: szczyty gór, pociągi (to mnie trochę dziwi), prywatne domy i hostele (choć tutaj 100% pewności nie mam), groty skalne i jeziora. Nawet jeśli nie widzisz na ulicy automatu, to z pewością zobaczysz go zaraz za rogiem. Zielona herbata, obecna jest także jako smak w lodach, ciastkach, jako polewa do orzeszków, jako smak chipsów. Ciastka o smaku zielonej herbaty, jakby mało było w niej smaku posypywane są zieloną herbatą, czyli matcha’ą. Z pewnościa domowe psy, koty i rybki też mają karmę o tym smaku. Zielona herbata jest też za darmo w nieograniczonej ilości w barach sushi i większości restauracji.

Za przyrodę i ogrody. W tym roku zobaczyliśmy dużo więcej dzikiej Japonii. Piękne, aktywne wulkany, wyspy, także te sztuczne. Lasy całe obrośnięte mchem, dzikie, lecz bardzo zadbane szlaki górskie, stare, tysiącletnie cedry. Piękne i wręcz idealne ogrody, które mają w sobie coś wyjątkowego, co odróżnia je od wystylizowanych, choć równie pięknych ogrodów europejskich. Ręka japońskiego ogrodnika potrafi nadać im charakter ideału, który wydaje się jednak bliższy naturze, mniej sztuczny. Poza fauną są też wszechobecne makaki i daniele. Na szlakach Yakushimy oswojone z obecnością człowieka i prawie nań nie reagujące, dzięki czemu stają się wdzięcznymi modelami.

Za szybkie pociągi. Kupując 7, 14 lub 21 dniowy pass można przemieszać się pomiędzy dużymi miastami z prędkością ponad 200 km, dzięki czemu w 14 dni pokonaliśmy dystans paru tysięcy km nie czując przy tym większego zmęczenia, bo podróż shinkansenem, jest łatwa, szybka i wygodna. Trzeba tylko pamiętać aby nie wsiąść w Kodame. Ten typowy Japończyk przepuszcza podczas postojów na stacjach inne pociągi i podróż nim niesamowicie się dłuży. Nam się prawie udało go uniknąć. Raz, pomiędzy Kokura a Kioto musieliśmy świadomie skorzystać z jego pokładu, bo nie było alternatywy a tajfun deptał nam po piętach 😊. Polski pendolino porusza się przy japońskich pociągach jak podmiejski ekspress. Mamy jeszcze dużo do nadrobienia w tej materii.

Za shinkansenowe zestawy obiadowe. Jak oznajmiła nam Yui, w pociągach podmiejskich się nie je. W shinkansenach owszem. Uwielbiamy sprzedawane na stacjach, pakowane w specjalne pudełeczka, zestawy sushi, świerze kanapki i kanapki ryżowe. Wybór takiego zestawu to, o ile pozwala na to czas, specjalny i niełatwy, z powodu różnorodności, rytuał. Zestaw sushi nie kryje w sobie tajemnic. Kryje natomiast ryżowa kanapka, która ma w środku, w zależności od rodzaju, inna zawartość. Czasem są to małe, paromilimetrowe rybki, czasem krewetki, mięso kraba, tykwa, rzepa lub po prostu paski nori. Lubię te kanapki z niespodzianką i z premedytacją nie tłumaczę japońskich napisów na opakowaniu. Mógłbym, bo mam jedną z obśmiewanych przez moją żonę aplikacji, która ma, w teorii, tłumaczyć japońskie napisy na agielski. Na moje nieszczęście radzi sobie tylko z napisami na moich kanapkach. Nie korzystaliśmy z niej zbyt często.

Za miasta nocą. Lubimy nimi chodzić i je fotografować gdy jest ciemno bo nabierają dodatkowego charakteru. Japońskie duże miasta mają dodatkową zaletę ułatwiającą takie zwiedzanie, bezpieczeństwo. Można bez obawy wejść w najmniejszą uliczkę, usiąść w barze gdzie gospodarz gotuje dla sąsiadów i nie dość, że nie zostanie się okradzionym to jeszcze powitają Cię właśnie jak kogoś kto mieszka obok od lat.

Za jingle w pociągach. Niby prosta rzecz. Każdy pociąg, czy to shinkansen, czy mniejszy linii miejskiej ma swój charakterystyczny motyw muzyczny, krótką melodię, która budzi śpiących w pociągu i informuje, że zbliżamy się do stacji. Na każdej stacji przez glośniki puszczane są też ptasie trele. Rzecz również prosta a umilająca życie bardziej niż nachalna muzyka.

Przykłady możnaby mnożyć i mnożyć a ja muszę iść spać bo jutro wstajemy w porze wczesnorannej aby zdążyć na samolot.

Basia oglądając dziś w pociągu mapkę linii kolejowych stwierdziła: ‘’Ale tu jest jeszcze do obejrzenia...’’. Słowo się więc rzekło. Do Japonii na pewno jeszcze wrócimy. Przede wszystkim aby sprawdzić jak i gdzie do sezon przygotowuje się Noriaki Kasai i wejść na najwyższą górę tego kraju.

Tym, ktorzy wytrwali do ostatniego odcinka gratulujemy wytrwałości i samozaparcia. To przecież tylko zwykłe listy do mamy z podróży.

Z Krainy Tajfunów pisali

Basia i Wojtek


Additional photos below
Photos: 15, Displayed: 15


Advertisement

Nasz hostel OKI'S Inn Nasz hostel OKI'S Inn
Nasz hostel OKI'S Inn

Chyba najpiękniejsze miejsce w jakim mieszkaliśmy dotąd w Japonii. 100 letni drewniany dom nad kanałem w starej dzielnicy Kioto niedaleko dzielnicy gejsz, Gion.
Studzienki kanalizacyjne.Studzienki kanalizacyjne.
Studzienki kanalizacyjne.

Ich przykrywki sa w Japonii prawdziwym dziełem sztuki. Są nawet tacy co kolekcjonuja ich zdjęcia.
Owoce Owoce
Owoce

Sa tak drogie, ze zawsze się je pakuje i nie mozna ich pomacac przed zakupem.


7th October 2016
Ktoś tu chyba chciał mi wklepac za robienie zdjęć bez pytania o zgodę... :-)

welcome home!
Superowskie podsumowanie!!..chyba następnym razem pojade z Wami aby to wszystko sprawdzić:)

Tot: 0.167s; Tpl: 0.016s; cc: 8; qc: 53; dbt: 0.0903s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb