Advertisement
Published: November 15th 2014
Edit Blog Post
Pewnie większość czytajacych te słowa oczekuje barwnej historii jak to jedno nas zjadło świetną ostrygę, która wzięła ostry zakręt w żoładku i płynąc pod prad w przełyku, mimo naszych protestów, wyladowała na nieskazitelnym chodniku Tainan. Otóż nie. Dziś będzie w formie małego poradnika, ponieważ to Tainan jest jak ostryga. Gdy wjeżdża się do miasta wydaje się mało intersujące, zaniedbane, jak zarośnieta skorupa ostrygi, lecz to samo Tainan skrywa w sobie delikatesowego gluta, który po rozchyleniu muszli jest niepowtarzalny i trudno się nim nasycić. Dobra koniec z infantylnymi metaforami i do rzeczy.
Po niezamierzonej porannej (6.00) pobudce spowodowanej przejściem buddyjskiej orkiestry dętej po naszymi oknami zapadliśmy w głęboki sen i dopiero alarm fizjologiczny przebudził nas o 9.30. Ja się wyspałem na ''tej desce'', jak to ujęła Basia. Ona sama miała wręcz odmienne refleksje po spędzonej nocy i z całkowitą pewnością stwierdziła, że ktoś ją w nocy porwał, wyciął kręgosłup na przeszczepy a zamiast niego wszył niedopasowany kij bambusowy. Na szczęśce w ciągu dnia się rozruszała. A więc po przebudzeniu, tym razem bez śniadania w hotelu (zresztą obawiałbym się, że możemy dostać coś równie muzealnego jak on sam i wcale do śmiechu by nam nie było), wyszliśmy na ullicę z zamiarem odszukania
przystanku Shuttle Bus linii 88, który według tego co zaznaczył nam na mapie wlasciciel hotelu, powinien stawać gdzieś na środku trawnika posesji obok. Udało się, przystanek jest po lewej stronie po wyjściu na główną ulicę (
wskazówka nr. 1 😊 ) i co godzinę staje tam bus nr 88 objezdżajacy po kolei wszystkie atrakcje turystyczne miasta. Tu jeszcze 3 ważne wskazówki: warto mieć drobne 10 NT$, w większości autobusów jest Wi-Fi (o!) i można naładować komórę/tableciora przez USB (łaaał!) (
wskazówki 2,3 i 4 😊) czego w życiu bym się po nich nie spodziewał bo wyglądają z zewnątrz jak gdańskie ikarusy z czasów rzadów premier Suchockiej.
Wskazówka co z tysięcy atrakcji historycznych obejrzeć a co odpuścić? Jechać po kolei i ogladać to co jest w zasięgu wzroku bo z kilkusetletnimi zabytkami jest tutaj jak w Polsce ze sklepami Biedronki. Ledwie jedna zniknie Ci z oczu, widzisz następną(
wskazówka nr 5 ). Szczególny nacisk należy położyć jednak na dotarcie do nabrzeży (dojeżdża tam oczywiście Shuttle Bus) i obejrzenie militarnych pozostałości po holenderskiej okupacji czyli Anping Fort (
-> nr 6) i Eternal Golden Castle (
-> nr 7). To oczywiście mój wybór. Basi najbardziej podobała się Confucius Temple, czyli Swiątynia Konfucjusza (
-> nr 8).
Reszta zachwalanych w przewodnikach świątyń buddyjskich jest dla miłośników trociczkowego dymu i zadumy. My po 3 stwierdziliśmy, że każda wyglada tak samo i robiąc im zdjęcia z zewnatrz poszliśmy na rosół z ostrygowymi pierogami. Podczas wizyty u Konfucjusza staliśmy się, przypadkowo, egzaminatorami uczennicy tutejszej szkoły podstawowej, która wyławiając nas z tłumu poprosiła abyśmy wysłuchali przy jej nauczycielu, prezentacji dotyczacej pobliskiej budowli. Zdała na 6+.
Wracając do hotelu weszlismy do pobliskiej apteki chcac kupić plaster na zdartą skórkę na pięcie Basi. Gdy okazało się, że młoda pani magister ma w aptece tylko zwykły niewodoodporny plaster, ta rzuciła się do umywalki, wykonała procedurę chirurgicznego mycia rąk i zaoferowała, że korzystajac z innych materiałów zrobi Basi samodzielnie opatrunek na kontuzjowana kończynę. Po raz kolejny powaleni na kolana uprzejmoscią miejscowych ludzi pięknie podziękowaliśmy i ciągnąc za sobą, przez następne 100 metrów, opadnięte szczęki wyszliśmy na ulicę.
Gdy byliśmy już blisko hotelu, Basia, dość nieoczekiwanie, zadała mi pytanie: ''Czy mógłbyś mi nogi z dupy powyrywać?''. ''Ale za co Basiu?''. ''Nie za co tylko dlatego, że mi w nią weszły''. Tak to zabawnie ujmując moja żona określiła w jaki sposób przedostawaliśmy się dziś z miejsca na miejsce. Tylko na nogach i taki
sposób zdecydowanie polecam bo za dużo się traci z klimatu miasta (
-> nr 10) i nie należy się bać wchodzenia w małe uliczki. Są tu bezpieczne a jak zawsze najbardziej kolorowe i ciekawe (
-> nr 9). Czasem tylko trochę bardziej śmierdzące.
Jeszcze jeden zabawny szczegół. Europejskie twarze należą tu do wielkiej rzadkości. To zdecydowana zaleta tego miejsca. Jesli juz spotyka się białasów to sa to najczęściej rednecki zza pacyfiku 😊. Jakież było nasze zaskoczenie gdy będąc dziś w Anping Fort natknęliśmy się na dość liczną grupę polskich emerytów. Mamusiu, czy twój klub Horyzonty nie organizował przypadkiem jakiegoś wypadu do Azji?
No i na koniec poradnika jedno małe sprostowanie bo wyglada na to, że przynajmniej jedną osobę wprowadziliśmy w błąd (wybacz Magda 😊 ) małym wkręcikiem z herbatą z żabim skrzekiem. Tajemniczym dodatkiem do zwykłej herbaty są żelowe kuleczki, które wygladają jak skrzek a razem z mlekiem, herbatą, lodem tworzą bardzo popularny tu napój, czyli pearl milk tea. Polecam (
-> nr 11).
Koniec poradnika. Jutro omijajac góry z północy jedziemy do miejscowości Hualien. Port, plaża i takie tam aby pojutrze zrobić wypad do słynnego Taroko Park.
serwus i strzałka 😊
Basia i Wojtek
Advertisement
Tot: 0.173s; Tpl: 0.012s; cc: 10; qc: 64; dbt: 0.09s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
Hania_mamut
non-member comment
Mamusiu, czy twój klub Horyzonty nie organizował przypadkiem jakiegoś wypadu do Azji?
Niewykluczone! Nasze emeryckie Horyzoty a z nim -emeryci (w stylu Eli O)parę lat temu, obiezyli w ten sposób niedaleki Wietnam( byli tam przed WAMI! moze coś polecą...)Za przewodnika mieli zaprzyjaźnionego tambylca Witnamczyka ...