żywicą pachnąca_11


Advertisement
Published: May 15th 2014
Edit Blog Post

Dziś czułam się, jak żona myśliwego-marynarza. Patrzyłam w morze.

Q pojechał na miśkową wyprawę, a my zostałyśmy z małąEm w porcie. Na szczęście rano znów wyszło słońce i zamiast robić ciasteczka z play-doh (Thank you, Wallmart ! NB, play –doh 3 razy tańsze niż w Smyku) i naklejać Peppo-naklejki, drzemałyśmy na molo i dokazywałyśmy na placu zabaw.

Zaczęłyśmy jednak od śniadania drwala, w znanej nam z poprzedniego wieczora knajpy, bo General Store, choć otwary, na początku sezonu oferuje tylko to, co zostało mu z poprzedniego roku, czyli nie ma chleba, ani niczego innego na śniadanie. Wersja najbardziej light, jaką udało mi się znaleźć w Menu, to były 2 jaja, hashbrowns, do wyboru pieczona szynka, kiełbaska albo boczuś, cieniusieńki plasterek pomidora (o nim karta dla przyzwoitości nawet nie wspomina) i wszystko suto obłożone toastami. Aha, obok jeszcze dżem i masło orzechowe. Nikt tu nie słyszał o jogurcie, granoli, twarożku, szczypiorku i takich innych fanaberiach. Na szczęście małaEm wcięła jedno jajo i szynę plus toasty, więc mnie zostało jajo z kartofelkami.

Jako że pogoda zrobiła się wyśmienita, poszłyśmy na pomost, gdzie mogłyśmy się obydwie oddać drzemko-leniuchowaniu w absolutnej ciszy i bez kogokolwiek, kto by nam zawracał głowę. W sezonie podobno jest tu całkiem gwarno, ale teraz – na kilka dni jeszcze przed – jest idealnie cicho i spokojnie. Stara część Telegraph Cove, to chatki z początków XX wieku budowane przez osadników z Chin, Japonii, czy Danii. Częściowo wyremontowane, częściowo rozpadające się, ale bardzo urokliwe. Zajmują całą lewą część zatoki i stanowią całość usadowioną wzdłuż molo. Po prawej stronie natomiast powstał sajdingowy koszmarek pt. Dockside29 – paskudny motel, który może nie psuje wyglądu całości, ale też na pewno go nie poprawia.

Po południu pojechaliśmy do liczącego ponad 2000 mieszkańców Port McNeill, kilkanaście kilometrów dalej na północ. Miasto malla i pubu. Pusto, wiatr hula, nic tylko podziwiać widoki. W naszym domku nawet stojąc przy zlewozmywaku można podziwiać lokalną nieokiełznaną przyrodę. A wracając do chatki przy samej drodze zobaczyliśmy najprawdziwszego miśka. Było to dosłownie chwilę po tym, jak Q zaproponował, żebyśmy się zatrzymali zrobić małejEm picie, bo marudziła, co wymagałoby wyjścia z samochodu….

Jutro moja kolej na miśkową wyprawę. Q zoczył dziś kilka egzemplarzy.

Na ganku naszej chatki stoi gigantyczny czteropalnikowy gazowy grill, więc dzień zakończyliśmy pieczonym halibutem i steczorkiem. Tylko wszystkie resztki jedzenia trzeba pozbierać, żeby nas żaden miś w nocy nie odwiedził.


Additional photos below
Photos: 4, Displayed: 4


Advertisement



15th May 2014

YO!
yo! Miski duze pozdro z goracej ( w porownaniu )wawy czytam i sie ciesze waszym chillem.turbo bigup

Tot: 0.063s; Tpl: 0.01s; cc: 7; qc: 23; dbt: 0.042s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1mb