Advertisement
Published: November 9th 2013
Edit Blog Post
Piękny widok na okolicę
ze szczytu jednej ze świątyń. Podczas pobytu w Azji, prawie zawsze, mamy podobną refleksję. Ten rejon mógłby być najpiękniejszym miejscem na ziemi, i prawie nim jest, gdyby nie było tu tak... po azjatycku. Jednak może na tym właśnie polega magia tego miejsca?
Po, nie wykraczających poza granice miejscowego, standardowego, chaosu, porannych kłopotach ze skompletowaniem pełnego składu busa, którym miejscowe biuro podróży zabierało nas do Ayuttayah, wyruszyliśmy w ponad godzinną drogę. Drogę by zobaczyć zabytek, który wpisany został na Światową Listę Dziedzictwa Ludzkości, czyli to co pozostało po zniszczonym w XXVIII w. królestwie będącym wówczas stolicą regionu o powierzchni porównywalnej do Francji i Anglii razem wziętych. UNESCO z racji wpisu na swoją listę zajmuje się tym miejscem w dość specyficzny sposób. Ale o tym zaraz.
Po godzinie drogi ujrzeliśmy coś co tylko potwierdziło, że w Azji nie należy się spodziewać czegokolwiek i wszystko tu wykracza poza standardy, do których przyzwyczajeni są europejczycy. Pierwsza ze świątyń otoczona jest wioską, w skład której wchodzą budynki z blachy falistej. Jest wciąż miejscem kultu więc obowiązkowo trzeba tu spotkać mnicha buddyjskiego. Ten dyżurujący przy świątyni, lata gdy była mu potrzebna szczoteczka do zębów ma już dawno za sobą. Powitał nas z papierosem w ustach (!) zamiatając obejście. Miotła służyła
Betonu tony
biedne UNESCO wydało na nie miliony. przy okazji do odganiania kur i psów, których w okolicy było zatrzęsienie. Przy samej świątyni pasła się krowa. Może nawet dwie. Słowo daję poczułem się jak w Alternatywy 4. Nie żebym był jakoś specjalnie tymi okolicznościami zaskoczony czy rozczarowany. Utwierdziłem się po prostu w przekonaniu, że tutaj wszystko jest pozostawione samemu sobie i trwa jakoś tylko dlatego, że ludzie starają się łatać drutem to co znajduje się w promieniu do 10 m od nich. Co robi UNESCO? UNESCO pojawia się raz na 50 lat i dokonuje renowacji budowli. Renowacji, czyli zalewa betonem to co stoi (starając się zachować pierwotny kształt) a turyści są zapewniani, że pod betonem znajdują się oryginalne 400-700 letnie kamienie. Zaiste szlachetne UNESCO. Dobrze, że pojawiają się tak rzadko i nie zdążyli dokonać jeszcze renowacji wszystkich budowli...
Następne dwa przystanki zaplanowane zostały na szczęście w pobliżu budowli będących w trakcie renowacji. Na szczęście bo nie mielibyśmy pojęcia i obrazu tego jak stolica rejonu Tajlandii wyglądała kiedyś naprawdę. Pierwowzory Świątyni Świtu i Kompleksu Wielkiego Pałacu robią naprawdę wrażenie i oddają choć część potęgi jaką musiało być kiedyś to królestwo. Po wszystkich miejscach oprowadzani byliśmy przez miłą panią przewodniczkę, Tajkę, mówiącą po angielsku z tak zabawnym akcentem, że
więcej mej uwagi podczas jej monologów absorbowało oglądanie twarzy naszych współtowarzyszy, krzywiących się w niesamowitych grymasach podczas prób zrozumienia tego co Pa (tak miała w skrócie na imię) próbowała nam przekazać 😊.
Po ostatnim przystanku mieliśmy jeszcze okazję zobaczyć jak słonie tańczą w rytm muzyki i kręcą przy tym tyłkami. Nakarmiliśmy je ogórkami i upchnięci jak sardynki ruszyliśmy w podróż powrotną do Bangkoku.
Jutro w planie historyczny most na rzece Kwai i, miejmy nadzieję, więcej okolicznych atrakcji.
Bądźcie w dotyku!
Basia i Wojtek.
Advertisement
Tot: 0.165s; Tpl: 0.011s; cc: 12; qc: 60; dbt: 0.0947s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
hania
non-member comment
ale fajowo
HEJ!fajowo, że widzieliscie takie cuda! a UNESCO powinno zebami zgryzac ten BETON!! a słonie milutkie tylko jakies małe:) Mam watpiliwosci czy one mają tylko uszy mniejsze od afrykanskich ..