Dzień 11 i 12. Chiny dla twardzieli.


Advertisement
China's flag
Asia » China » Hunan » ChangSha
September 16th 2018
Published: September 16th 2018
Edit Blog Post

Wstążki z życzeniamiWstążki z życzeniamiWstążki z życzeniami

Szlak w Wulingyuan.
Od 2 lat nieustannie nie opuszcza nas powinowactwo do wszelakich kataklizmów. Dwa lata temu w Japonii musielismy uciekać przed dyszacym nam za plecami tajfunem Chaba. Rok temu wzbierajacy wulkan Agung i towarzyszace mu wstrząsy dość kategorycznie zmienily nasze plany. Jakże miałoby być w tym roku? Jednak zanim o kataklizmach, muszę cofnąć się do przedwczoraj.

Przedwczoraj silny organizm mojej żony pokonał zdradziecką chińską bakterię i, mimo, że jeszcze osłabiona postanowiła zapalić zielone światło dla dalszej eksploracji Narodowego Parku Zhangjiajie.
“Jak najmniej chodzenia bo jestem słaba jak żart z brodą” zaznaczyła Basia przed wyjściem z hotelu. Niestety jej słowa nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.

Przewodniki twierdza, że aby obejrzeć park i zaliczyć wszystkie jego rejony potrzeba wiecej niż 2 dni. Jednak gdy my odpalimy już silniki to konsekwentnie, na zasadzie “A to może jeszcze tu wejdziedzimy/wjedziemy jak już tu jesteśmy”, robimy plan ponadnormatywny. Po wejściu do parku zaliczyliśmy więc spektakularny, 2 minutowy, wjazd szklana winda Bailong, po czym buszując po górnym tarasie parku wśród rozkrzyczanych chord chińskich turystów w klapkach, nie wiedząc kiedy, dotarliśmy do zachodnich granic parku. Zatrzymując się chwilę na tym etapie muszę poświęcić chwilę na zachwyty nad tą częścią Chin. Dzięki dużo lepszej pogodzie mieliśmy szanse podziwiać widoki w pełnej okazałości. Zdjęcia w internecie nie kłamią. Piękno gór Zhangjiajie oszałamia. Aby je zobaczyć na własne oczy można znieść wszystko. Typowo chińskie krzyki, rozdeptywanie, charchanie, tłok i nieustanne, mimowolne przyglądanie się nam i prośby o zrobienie wspolnego selfiacza na Wechata (chiński Facebook). W zasadzie można się do tego wszystkiego szybko przyzwyczaić. Więc zdecydowanie, zdecydowanie warto.

Tak więc gdy dotarliśmy o własnych nogach do zachodnich granic parku korzystając z wczesnej jeszcze pory podjęliśmy decyzję o zejściu wzdłuż linii kolejki linowej. To był błąd. Chińscy, klapkowi turyści gdy tylko mogą zjeżdżają lub wjeżdżają, w zasadzie to poruszają się w każdej możliwej płaszczyźnie korzystając z autobusów/wind/ wyciągów. Ścieżka, mimo, że starannie wykonana, była praktycznie nie uczęszczana co w połączeniu z panującą wszedzie tropikalna wilgotnością uczyniło ja najbardziej śliska ścieżka w promieniu paru km. Liczyła także parę km. Co z tego, skoro musielismy pokonywać ja jak 80latkowie małymi kroczkami szurając butami po podłożu. Z paru km zrobiła się 15.00 i zaczęliśmy rozglądać się za jama w skale, hubka, krzesiwem, grzybami i jagodami na kolacje.
Nasze wyjście z parku było dokładnie po przeciwległej, wschodniej stronie i mieliśmy 3 h aby się tam spowrotem przedostać. Na szczęście po chlodnej analizie mapy, naszych szans na wydostanie się oraz ew przeżycie nocy w parku, opracowaliśmy kosztowny (autobusy w parku są za darmo lecz wyciągi już nie) plan ewakuacji, który się powiódł. W hotelu byliśmy przed zmrokiem.

Ze względu na, dokonana poprzedniego dnia, dość dokładną analizę trojprzestrzenna okolicy, rano dnia nastepnego postanowiliśmy, że “nic tu po nas”. Zmieniajac nieco plan przejechaliśmy 40 km na południe do właściwej miejscowości Zhangjiajie i położonej nieopodal słynnej Tianmen Mountain. Nieświadomi tego jak skończy się nasz dzień snuliśmy już plany jak to się następnego dnia, po dolocie do Hongkongu, “nażremy sie normalnego jedzenia” i napijemy niesłodzonej herbaty.

Na górę Tianmen wjeżdża, ponoć, najdłuższy na świecie wyciąg. Nie dziwie się, skoro wsiada się do niego w środku miasta i pierwsza ⅓ trasy to widoki z góry na rozkopane ulice, szarość i nostalgie chińskiego dnia powszedniego przesłonięte obłokami spalin z licznych samochodów. Po co to komu? Kolejka do kolejki (linowej) jest o porze bliskiej południa rzeczywiście dość długa. Jednak organizacja jej jest na 5. Niezliczone tłumy przeciskane są przez kolejne bramki i kołowrotki. Wszędzie skanuje się palce i wnętrza plecaków (oglądający monitory oczywiście prawie zawsze śpią) po czym tłum fomowany jest w kolejne, fantazyjnie zawijające się wężyki. Twarze mijanych z naprzeciwka ludzi
Bailong Elevator.Bailong Elevator.Bailong Elevator.

Winda wywożąca turystów na szczyt góry.
znaliśmy już na pamięć. Zajęło to wszystko ok 1,5h. Trasa gondoli robi wrażenie pod koniec, gdy wjeżdża się już na sam szczyt góry. Klikusemetrowe przepaście i niesamowita bryła góry obezwładniają i zachwycają.

Na samym szczycie można spokojnie spędzić parę godzin, przeciskając się pomiędzy Chińczykami (uwazajc aby nie nadepnąć im na klapek) i robiąc zdjęcie za zdjęciem. Niestety nam nie za bardzo dopisała pogoda, więc zdjęcia, także spektakularne, obejmowały głównie wiszące nad przepasciami chodniki, mosty i szklane ścieżki (przeźroczyste ?). Tak sobie cali szczesliwi spacerowaliśmy aż Basi telefon zawibrowal, zawiadmiajac, że przyszedł SMS.

Są wiadomości, w ktore aby uwierzyć, trzeba przeczytać przynajmniej 2 razy. Ta do takich właśnie należała. Linie lotnicze HKExpress poinformowały nas, że:

“Z powodu formującego się w okolicy tajfunu Manghut, państwa lot z dnia 16.09 z Zhangjiajie do Hongkongu numer takiataki zostaje odwołany. W celu refundacji proszę wejść na poniższy link”

Ale jak to. Nie, zagrożony tylko tak od razu odwołany? Przecież to jutro. Przeczytaliśmy jeszcze raz. “Cancelled” jak byk. I oni nam teraz nie pomogą tylko bezczelnie chcą refundować? Jak my w tym 100 % chinskojezycznym kraju mamy se teraz dać radę. Z tak małym wyprzedzeniem? Przecież my nawet do partii nie należymy.
Tianmen Cage.Tianmen Cage.Tianmen Cage.

I 1000 schodów prowadzących do niej.
O jakimś tajfunie rzeczywiście coś mówiono ale, że akurat wtedy tam gdzie my i kiedy my?

Po otarciu pierwszych łez i pogodzeniu się z faktem, że linie lotnicze mają to, w jaki sposób dostaniemy się w 2 dni do HK, gdzieś, zawarliśmy szyki i ustaliliśmy plan działania.

Wracamy do hotelu jak najszybciej (bo towarzysze nie sprzedali nam internetu a bez niego jesteśmy już totalnie jak bezradne dzieci) i połączymy się z siecią. Google nam powie co robić. Jak postanowiliśmy tak uczyniliśmy. Było czego żałować bo na szczycie góry odbywają się akurat mistrzostwa świata WWL czyli Wingsuit World League. W skrócie, popularni, ludzie nietoperze skakali ze szczytu i przelatując parę metrów od zbocza mieli trafić w papierowa tarczę. Dane nam było obejrzec jeden lot i pomknelismy na autobus w dół.

Opracowaliśmy plan. Nie samolot to pociąg. Jest jeden odjeżdżający nastepnego dnia o 15.25 i po 21 h tułaczki po chińskich torach dojeżdża do Shenzen, czyli prawie HK. Jestemy genialni. Poszliśmy do kas na dworcu (“Dziubku Ty to byłeś przewidujący rezerwując hotel przy samej stacji”) wyposażeni w chińskie nazwy miast, numery pociągów i godziny odjazdów. Nikt na stacji nie mówi po angielsku ale z tym nie może się nie
Droga 99 zakrętów.Droga 99 zakrętów.Droga 99 zakrętów.

Wracaliśmy nią w dół.
udać. Podszedlem do okienka, wysypalem na blat moje materiały, notatki i podałem wszystko pani a ona na to kręci głową. “Mejo, mejo” powtarza, czyli “Nie ma, nie ma”. Wyszliśmy. Ani my po chińsku wiecej nie zrozumiemy ani ona nic nam nie wytłumaczy.

Usiedliśmy na murku pod stacja i znów zwarliśmy szyki. Postanowione. Wracamy do hotelu, rezerwujemy bilet na ten pociąg przez chinahighlights.com. Z nimi w razie czego się dogadamy. Już prawie doszliśmy gdy wpadłem na, wydawałoby sie, genialny pomysł. Przecież na lotnisku muszą mówić po angielsku, musi być okienko HKExpress gdzie nam poradza co robić. Zarezerwują jakiś lot dzień pozniej może. Lotnisko jest 6 km od stacji, więc 10 zł na taksówkę i byliśmy na miejscu.

O my naiwni. Na lotnisku podchodziliśmy kolejno do wszystkich urzędowo wyglądających pań. Na pytanie czy mówi po angielsku każda konsekwentnie kręciła głową potwierdzając tylko po chińsku (“mejo”), że nasz samolot nie wzbije się w powietrze. Nasze serca powoli zaczynało ogarniać zwątpienie. Jednak był to czas na zwarcie szeregów po raz trzeci. Zadzwoniliśmy do chinachighlights.com i wyblagalismy obecna na zmianie “Sarah” aby dała nam namiary na konto swojego prywatnego WeChata (następnego rachunku za telefon boje się bardziej niż tajfunu). Dała. Ustaliliśmy z nią,
Jedna ze ścieżekJedna ze ścieżekJedna ze ścieżek

Na Tianmen Mountain.
że według tego co widzi w systemie, nasz pociąg ma jutro normalnie odjechać z Zhangjiajie. Napisała nam więc dokładnie,po chińsku, co mamy pokazać w kasie na dworcu (to wszystko wykorzystując lotniskowy internet). Na postój taksówek i spowrotem na dworzec. Mijała właśnie nasza 3 godzina walki o wydostanie się z Zhangjiajie. Gdy dojechaliśmy na dworzec okazało się, że kasy są już zamknięte. Czynne do 20. Zhangjiajie to prowincja. Po raz nie wiem który ogarnęło nas zwątpienie. To jakiś koszmarny escape room bez wyjścia. Zostaniemy tu do końca życia.

Ok. My się tak łatwo nie poddamy. Wróciliśmy do hotelu i korzystając z internetu połączyliśmy się z Sarah. Sarah właśnie kończyła zmianę ale wyblagalismy aby kupila nam te bilety na pociąg 21 h u siebie w systemie. Za 5 minut dostałem maila z potwierdzeniem i linkiem do przelewu. Przelałem. Była 20.55. Sarah zapytała czy już opłaciłem. Oczywiście. Mam nie płacić. System zaczął pokazywać, że pociagi ze względu na tajfunu też są odwołane.

Sarah kończyła już pracę ale obiecała, że przekazuje nasza sprawę “Jasonowi” (skąd oni biorą te nicki?) I dala nam jego prywatny nr WeChata.

Coraz bardziej podłamani zaczęliśmy naradzać się z Jasonem co robić. Ustaliliśmy, że kupimy bilety do najbliższej Hongkongowi miejscowosci, do której sprzedaż jest jeszcze otwarta. Jason ustalil, że to pobliski Kanton. Wydało mi się to trochę dziwne bo Kanton i Shenzen omalże ze sobą graniczą. Muskają się przedmieściami. Jason pisze jednak, że spoko bo Kanton jest bardziej na północ i ma bilety normalnie w systemie. Do Kantonu jednak można dojechać szybkim pociągiem tylko z oddalonego o ok 300 od Zhangjiajie, Changscha. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że do Changscha nie kursują z Zhangjiajie pociągi. Ok. Google mi pomógł. Znalazłem. Z oddalonego o 300 m od naszego hotelu dworca autobusowego odjeżdżają parę razy dziennie autobusy. Napisałem więc do Jasona żeby rezerwował tylko nie wcześniej niż na 17.00 ten pociąg do Kantonu. Pozostaje zarezerwować sobie nocleg w Kantonie na ta noc i rano kupić bilety na autobus. Przeczekamy w Kantonie do poniedziałku rano. Tajfun się wyszumi i spokojnie, prawie zgodnie z planem, wrócimy do HK. Tracimy tylko jeden nocleg w HK, którego nie udalo się anulować. Nasz problem rozwiązany! Nadazacie jeszcze?

W dobrych chumorach poszliśmy spać. Ot mała backpackerska przygoda.

Rano, wyposażeni w numer rezerwacji i niezbędne informacje po chińsku szczęśliwi, że kończy się nasza udręka udaliśmy się najpierw na dworzec autobusowy. Wszystko poszło zgodnie z planem. Bilety na 12.00 do Changscha zakupione.

“Chodźmy od razu na stację kolejową” powiedziala Basia.

Dobra. Lepiej to rzeczywiście mieć z głowy. Podałem wszystko pani za okienkiem. Ta z akceptacją i ulga (że nie będzie musiała nam niczego tłumaczyć ani próbować nas zrozumieć) wzięła od mnie dane. Wprowadziła do systemu numer rezerwacji. Widzę, że na ekranie pojawiło się, wzbudzające jej, i mój, niepokój małe, wredne okienko z jakąś informacja po chińsku. Pani wola kogoś z zaplecza. Acha. Więc pani kierowniczka mówi po angielsku. Pani kierowniczka wytłumaczyła mi, że chińskie koleje zastanawiały się całą noc i rano jednak podjęły decyzję o odwołaniu wszystkich pociągów do Kantonu. Naszego pociągu nadziei także…

Przecież my już tam mamy nocleg. Autobus do stacji posredniej, czyli Changscha…

Z nikąd pomocy, tylko kolejne kłody pod nogi polskich turystów…

Nie nie. Nie załamie nas to. Po raz kolejny oszacowaliśmy straty (to już dwa oplacone, bez możliwości anulowania noclegi), i zyski (za anowane loty i pociag mogą zwrócić nam pieniądze) i napisałem do Jasona. Biedak był właśnie w drodze do pracy (to kiedy on spał?). Ustaliłem z nim, że:

Jedziemy teraz autobusem do Changscha.
Wykupimy tam nocleg na dzisiejszej noc, możliwie blisko dworca dla szybkiej kolei.
Czekamy co na to Manghkut.

Changscha jest oddalone o ok 3 h drogi pociągiem Fungxiao od Shenzen. Więc jeśli pozostaniemy jak przyczajone tygrysy przy dworcu to mamy szanse jutro na polaczenie do Shenzen i stamtąd już metrem do Hongkongu.

O takie tam dwa dni z życia backpackera w Chinach. ?

Trzymajcie kciuki za nasz powrót do kraju ?.

Basia i Wojtek




Additional photos below
Photos: 13, Displayed: 13


Advertisement

Typowa garkuchnia uliczna.Typowa garkuchnia uliczna.
Typowa garkuchnia uliczna.

Tutaj w Zhangjiajie.
ZhangjiajieZhangjiajie
Zhangjiajie

Na motocykl wszystko się zmieści.


16th September 2018

tajfun!
Nie jedzcie do HK widziłam dzis wTVN skutki tajfunu!!tam chyba juz nie ma pradu!!! Wracajcie skad sie da byle dalej od tego diabelstwa

Tot: 0.154s; Tpl: 0.015s; cc: 11; qc: 53; dbt: 0.087s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb