Advertisement
Published: October 30th 2015
Edit Blog Post
W poniedziałek zaczęliśmy chyba najbardziej wyczekiwany etap naszej podróży – przed nami 5 dni w Nowej Zelandii! Z Sydney polecieliśmy do Queenstown na południowej wyspie. Jeśli ktoś myślał, że to „rzut beretem” to się mylił - pomiędzy obydwoma krajami jest dwie godziny różnicy czasu oraz trzy godziny podróży samolotem. Lądowaliśmy na lotnisku otoczonym wysokimi górami (do 2 tys. m n.p.m.), gdzie podchodzenie do pasa startowego było prawie tak przerażające jak lądowanie na krawędzi klifu w Chanii w Grecji… ;-)
Pogoda w tej części kraju jest wciąż dosyć kapryśna i wczesnowiosenna. Z prognoz wiedzieliśmy, że średnio dwa dni na trzy są deszczowe i trzeba się przygotować nawet na przymrozki w nocy. Rzeczywiście, powietrze było ciągle dość rześkie, a zimny wiatr odmrażał ręce i nosy, ale popołudniami zazwyczaj świeciło piękne słońce dodające jeszcze uroku temu przepięknemu regionowi. Mieliśmy duże szczęście do pogody!
W pierwszy dzień zdążyliśmy tylko pospacerować po miasteczku i nad jeziorem Wakatipu oraz spróbować najlepszych ponoć burgerów na świecie w Fergburger. Nie zawiedliśmy się ani trochę i teraz mamy nawet swoją teorię, że słynne polskie Moa Burgery inspirowały się właśnie tymi nowozelandzkimi J Świeże, przepyszne i ogromne!
We wtorek udaliśmy się kolejką linową (gondolą) na wzgórze ze słynnym
„
Queenstown Skyline”, z którego mogliśmy podziwiać panoramę miasta, jeziora i otaczających ich gór. Widoki były przepiękne i podobały się tym bardziej, że mogliśmy się nimi napawać nie tylko z tarasów widokowych, ale też zza okien restauracji popijając kawę. Chłopaki skusili się na jazdę na saneczkach (
luge), z których wrócili uśmiechnięci od ucha do ucha.
Wieczorem zafundowaliśmy sobie chwilę relaksu w gorących kąpielach z widokiem na góry. Po trudach ostatnich dni, myślę, że wszyscy zasłużyliśmy na to J
Mówią, że Queenstown jest ‘stolicą’ sportów ekstremalnych i jest w tym racja – oferta biur specjalizujących się w organizowaniu takich przeżyć jest niesamowita. Jednak nie przyjechaliśmy tu skakać na bungee czy latać na paralotni ani tym bardziej pływać w rwącym górskim potoku na dziwnych sprzętach – piękno przyrody jest oszałamiające i dla nas takie przeżycia będą tymi do zapamiętania. A zdjęcia nawet w połowie nie oddadzą rzeczywistości…
Advertisement
Tot: 0.108s; Tpl: 0.011s; cc: 7; qc: 47; dbt: 0.0699s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb