W czwartek przed wyruszeniem z Telegraph Cove uraczyliśmy się jeszcze drwalskim śniadaniem. Tym razem udało się je nawet uwiecznić. Ja wybrałam wersję light, wspominając delikatne French toasty mamy a dostałam trzy buły. A gdy dumna z siebie wyjęłam z toby ogórka i pomidorki, żeby jakoś dodać witamin do drwalskiego śniadania, Ō poinformował mnie, że właśnie czytając brytyjsko-kolumbijski Code of hospitality, którego kopia wisiała w naszym domku, dowiedział się, że przynoszenie własnego jedzenia do miejsca, które sprzedaje jedzenie stanowi tu wykroczenie. Zapowiadał się kolejny ładny dzień, choć rano nad zatoką wisiała gęsta mgła - podobno nazywają tu Fogust. Pożegnaliśmy z żalem te śliczne domki i ten spokój, choć podobno w lipcu zmienia się to miejsce w zoo. My mieliśmy jeszcze na koniec prywatne safari, bo zaraz za zakrętem czekały na nas przy samej drodze trzy czarne miśki.
... read more