Canary_maternity_25.1


Advertisement
Spain's flag
Europe » Spain » Canary Islands » Tenerife
August 20th 2015
Published: August 20th 2015
Edit Blog Post

Dzisiejszy post miał zasadniczo być peanem na cześć Trzylatki. Pan w kawiarni mówi o niej 'personaje', a my, że jest wyższą kadrą zarządzającą. Wszystko ma tu opanowane i na skryżowaniu krzyczała do Q: "Tata, uważaj, bo Cię wywali w Adeje", chce jechać na chopitos do Los Abrigos i zawsze sprawdza, czy Siam Park otwarty, czy zamknięty. Wczoraj dowiedziała się, jak nazywa się taty szkoła surfowa i dziś przy śniadaniu podśpiewywała sobie "kontraola, kontaolaaaa!". Planuje nam, gdzie na naszej trasie jest plac zabaw, albo samochodziki "na niby". W Hiszpanii jest mnóstwo tych przeklętych samochodzików, co jeżdżą 15 sekund po wrzuceniu pieniążka i gdyby nie racjonalność mojej córki, która zgodziła się jeździć "na niby", to bym z torbami poszła. Są też wszędzie takie dyspensery gównianych kulek za 1 euro, co w środku kryją chińskie odpadki w postaci plastikowych bransoletek, niepiszących długopisików etc.

Wszędzie też są tony junk-food'u. Mam wrażenie, że jest tu kalorycznego jedzenia więcej niż w innych krajach Europy. No i hiszpańskie pupy zdają się być tego dowodem. Zastanawiam się, dlaczego nikt z tym jeszcze nie zrobił porządku - do rachunku w restauracji często dodawane są lizaki lub cukierki, słodycze na najniższych półkach w sklepie, żeby dziecko sięgnęło, McDonald i Burger King na każdym kroku reklamowane i dostępne. W sklepach tylko białe pieczywo. Najlepsza kanapka: 8 plastrów żółtego sera i majonez. Zresztą, majonez i ketchup prawie zawsze stoją na stole, żeby dopaplać je do wszystkiego.

Poddaję więc małąEm silnej indoktrynacji: "to cukier, ble", "to chemia, fuj", a ona nie wierzy mi do końca i szuka później potwierdzenia: "Babi, to chemia, prawda?", "Dziadzi, Ty nie jesz w McDonaldzie, prawdaa?". Ona sama najbardziej lubi ośmiornicę. Wczoraj kazała sobie wziąć na kolację na wynos pulpo a la gallega z restauracji na parkingu. Do tego pimientos de padron. OK są też chopitos, tzw. morskie frytki, czyli małe ośmiorniczki smażone na głębokim tłuszczu i grillowane wielkie ośmiornice w całości. Do drinka (soczek anasianowy) prosiła wczoraj "Mamka, weźmiesz mi jakąś zagryzeczkę, jakieś ciasteczko", ale stanęło na oliwkach. Nauczyła się też jeść zieloną sałatę i paprykę. Oczywiście, wchodzą jej też grillowane sardynki, dorady, steki i boquerones. I zupełnie nie wiem, jak to będzie z dietą w przedszkolku, które niby "francusko-polskie", ale diety śródziemnomorskiej raczej nie promuje. Jak małaEm była na dniach integracyjnych i pytałam panie, co było na obiad i co zjadła, to same zeznały, że była "pieczeń rzymska, ale jakaś taka, że sama nie jadłam". Ble.

L. cały dzien walczyl wczoraj z gorączką. Mam nadzieje, że dzis jest troche lepiej. Tak mi się przynajmniej wydaje. Wczoraj zabralismy go na cudny spacer do Playa de las Americas, gdzie nie ma restauracji, sklepów i naganiaczy, a co za tym idzie turystów… Byłoby im przeciez nudno.

W poprzednim poście zapomniałam o piosence! Wczoraj byłyśmy w tasce i Gruszeczka śpiewała taki piękny hit:
">


i żeby uczynić zadość poprzedniemu brakowi, będzie też w nowej wersji:
">



Additional photos below
Photos: 5, Displayed: 5


Advertisement

kolacja M.kolacja M.
kolacja M.
imageimage
image


Tot: 0.428s; Tpl: 0.01s; cc: 15; qc: 67; dbt: 0.1278s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb