italian_living41.
Advertisement
Published: June 13th 2010
Edit Blog Post
Turyn rozkwitl w te kilka ostatnich czerwcowych dni. Choc w dzien byl upal, a wieczorem troche padalo, nie przeszkodzilo to w odbyciu sie tuzina najrozniejszych fet.
W piatek skonczyla sie szkola. W zwiazku z tym, Piazza Castello, glowny plac miasta, na ktorym na codzien od niechcenia sikaja cztery male fontanny, zmienil sie w prawdziwy acqua park, pelen rozneglizowanej mlodziezy. Dziewczeta wygladaly jak klasyczne Mokre Wloszki, te odwazniejsze sciagnely koszulki, a te mniej odwazne podciagaly je tylko, prezentujac mlode, ale zazwyczaj dosyc otluszczone i blade brzuchy. Oczywiscie, chlopcy nie pozostawali dluzni, odslaniajac swoje kurczece klatki. Wszyscy posypywali sie maka, co - jak mi wyjasniono - jest tradycja. I strasznie sie darli, co pewnie rowniez jest tradycja, choc o to nie pytalam.
A propos halasu, zaczal sie na dobre sezon motorynek. I nic bym w sumie przeciwko nim nie miala, gdyby nie to, ze akurat na mojej ulicy ich kierowcy lubia przyspieszac. I to tez nie byloby samo w sobie okropne, gdyby ich maszyny mialy tlumiki, a nie maja. W zwiazku z tym, wieczorna relatywna cisze, a przynajmniej rownomierny gwar, ktory w sytuacji, gdy cisza przy otwartym oknie jest nieosiagalna, jest w porzadku, co chwila przerywa buczace ‘bruuuuuuuuuuuum’. I absolutnie nic nie mozna na to poradzic.
W piatkowy wieczor, Piazza Repubblica - ten plac, gdzie codziennie odbywa sie targ, zmienil sie w taneczny parkiet. Calkiem nieoczekiwanie, urzadzono tam potancowke tango. Grala nastrojowa muzyka, tancerze przebierali nozkami, a gapie bardzo im zazdorscili. A w niedziele zaczynaja sie w Turynie Pierwsze Mistrzostwa Europy w Tango Tanga, wiec moze to byla rozgrzewka. Zupelnie sie na tym nie znam, ale pary na zaaranzowanym parkiecie wydawaly sie wiedziec, o co w tancu chodzi. A tu w celu rozrywkowym dwie filmowe sceny tanga:
[url=//www.youtube.com/watch?v=E6VvR3hkePI0
">
A na innym placu kilkaset metrow dalej, zaczeto rano rozstawiac stoiska - drewniane budki. Przy sniadaniu, ktore tam jadlam (drugi dzien z rzedu i pan juz wiedzial, ze chce latte macchiato i czekoladowa brioszke!), podsluchalam, ze wieczorem ma miec miejsce degustacja wina. Zastrzyglam uszami, w pamieci majac wspaniale swieto wina z Alby, gdzie cale miasto latalo z zielonymi torebeczkami mieszczacymi kieliszki. Turynskie wydarzenie bylo troche na mniejsza skale i nie bylo stoisk z jedzeniem, a poza tym, ktos tak glupawo wydrukowal ulotke, ze ciezko sie bylo zorientowac, kiedy impreza sie zaczyna. W efekcie, w piatkowy wieczor bylismy wsrod setek butelek kiludziesieciu rodzajow wina, z ktorych mozna bylo poprosic o otwarcie kazdego, zupelnie sami. Za dziewiec euro mielismy torebeczke z najprawdziwszym szklanym kieliszkiem - ktory niestety na dalszym etapie wieczoru ulegl zniszczeniu i mozliwosc sprobowania szesciu win. Z uwagi na brak odpowiedniej zagryzki, pocieszalismy sie smazonymi kalmarami z mojego ulubionego fastfoodu ReCalamaro.
A na przepieknym Piazza San Carlo rozstawiono telebim, na ktorym mozna bylo ogladac mundialowe mecze. I do tego pic spokojnie piwo, jak w cywilizowanym kraju. I jakos nie zobaczylam zadnej policji, ani zadnej strazy miejskiej. I jakos nikt sie nie awanturowal. Moze dlatego, ze akurat Wlosi nie grali.
Oczywiscie dzis rano nie bylo juz sladu to tancerzach tango i targ funkcjonowal, jak zwykle. Odkrylam nowa jego czesc, gdzie jakos dotad nie zawitalam, myslac, ze jest tam po prostu wiecej tego samego. Okazalo sie jednak, ze oprocz sekcji butowej, odziezowej, AGD i spozywczej, jest tez czesc ziolowo-kwiatowa, nad ktora unosi sie gesty zapach miety zmieszanej z lawenda. Stoiska sa mniejsze i sprawiaja wrazenie, jakby sprzedawane produkty pochodzily prosto z ogrodkow handlarzy. Mieli 5 rodzajow zielonego groszku do jedzenia na surowo, poziomki, kielbase z osla i swieze kwiaty. A na glownym bazarze zaczal sie sezon na figi, grzyby i maliny. Karczocha juz sie nie zobaczy, sa jeszcze resztki szparagow. I zauwazylam tez, ze sprzedaja konine, bo dotychczas myslalam, ze z tym ich jedzeniem koni jest troche tak, jak z jedzeniem dzieci przez czarownice. A jednak wisialy gigantyczne prawie cale szkapy - swoim ksztaltem zbyt przypominajace zwierze, z ktorego pochodza, zeby mogly byc apetyczne.
Kawalek dalej, tam gdzie miesiac temu staly jeszcze namioty dla pielrzymow tloczacych sie, zeby zobaczyc Calun, trwala orgia miedzynarodowego jedzenia. Nie wiem, skad nagle w Turynie wzieli sie wszyscy ci ludzie sprzedajacy swoje narodowe specjaly, ale byla i paella, i tajskie kluski, i holenderskie wafle, i austriackie precle, i duzo niemieckkiej kielbasy. W ponad trzydziestostopniowym upale ociekaly tluszczem cale pieczone swiniaki. Dla Wlochow taki swiniak z kiszona kapustka, to atrakcja. Bylo tez piwo Tyskie po 5 euro za kubek, jak rowniez typowo polskie ‘oponki’. Nie mam pojecia, w jakim regionie kraju sa jedzone, wygladaja troche jak male racucho-donaty smazone na glebokim tluszczu. Nie skusilismy sie. A pani polecala nam, zebysmy poszli zobaczyc replike Calunu. Tez nie poszlismy.
W koncu, atrakcja o ktorej juz tylko slyszalam od znajomego Fabio, ktory zreszta sam organizowal impreze “We are Torino” w centrum miasta, z powodu powiekszenia swojego sklepu ze streetwearem, byl Rowerowy Rajd Nagusow. Organizujace Rajd stowarzyszenie, dzialajace w ramach ruchu Indecent Exposure to Cars, zlozylo do magistratu podanie o pozwolenie na zorganizowanie rajdu. Ale zlozyli je po angielsku. Tam ktos nie przetlumaczyl wszystkiego wlasciwie, i turynscy rajcy nie wiedzieli, ze daja zgode na przejazd przez miasto trzystu nagusow. Moi wyslannicy maja zbadac, jak to w rzeczywistosci wygladalo i moze bedzie nawet jakas fotorelacja.
A nie moglam ich niestety podziwiac dlatego, gdyz gnalam na lotnisko, modlac sie, zeby waga mojej walizki nie przekroczyla magicznej granicy 15 kg, o ktorej ryanair przypominal mi mailowo od tygodnia. A do tego 10 kg do reki. Okazalo sie, ze mam 16.2 w walizce i 10.2 w reku, ale na szczescie Wlosi pzymkneli oko i nie musialam pozbyc sie ani galaretki z barolo, ani lupini. I wszystko byloby pieknie, gdybym w Brukseli nie musiala obudzic sie z wloskiego snu na widok podrozujacych do kraju rodakow. Elektorat ciagnie na wybory. Opalone na czerwono karki. Przydlugie przetluszczone grzyweczki. Biale lekarskie klapki w dziurki do obcislych jeansow marmurkow. Brzuchy ciasno opasane koszulkami. Dzieci o fantazyjnych, obcobrzmiacych imionach. Reklamowki Zer dla Skner jako bagaz podreczny. Rzucane tu i owdzie kurwy. Lecimy!
Advertisement
Tot: 0.382s; Tpl: 0.01s; cc: 17; qc: 64; dbt: 0.1235s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
MK
non-member comment
niebieska mozarella w Turynie
http://www.psz.pl/tekst-31808/Niebieska-mozarella-oburzyla-Wlochow Udało Ci się nabyć? :) mk