Advertisement
Sisteron
Jedna z wielu fortec, które mieliśmy okazję zobaczyć na trasie. Stare miasto mogłoby z powodzeniem zagrać w 'Grze o Tron' Nasza francuska przygoda powoli się kończy, a tu zaległości w blogowaniu... Nadrabiamy jednym zbiorczym postem o Lazurowym Wybrzeżu.
Z Grenoble skierowaliśmy się na południe - do Nicei. Droga wiodła przez rejony alpejskie, gdzie mogliśmy podziwiać małe miasteczka z wyróżniającymi się spiczastymi wieżami kościołów lub fortecami (cytadelami na wzgórzach, np. w Sisteron), a liczne serpentyny i tunele dodawały trasie odrobiny dreszczyku emocji ;-) Są to na pewno krajobrazy, które na długo pozostaną w naszej pamięci.
Nicea, drugie pod względem ilości mieszkańców miasto Francji, zszokowała nas ogólnym tłokiem. Dzikie tłumy ludzi i masa zamochodów - to będzie nasze pierwsze skojarzenie związane z tym miastem. Mieliśmy dużo szczęścia, że po pół godziny krążenia udało nam się zaparkować jakieś 300-400 m od hotelu... Nie mówiąc już o chaosie, przeciskaniu się "na żyletki", czy parkowaniu samochodów na wąskiej jednokierunkowej drodze lub wręcz na skrzyżowaniu. Francuzi są dla nas mistrzami Europy w tej kwestii.
Nasze zwiedzanie ograniczyliśmy głównie do słynnej Promenady Anglików (która posłużyła też jako trasa czwartkowego treningu biegowego ;-)) i Portu oraz uliczek w centrum miasta. Gdyby nie ogólne zmęczenie miastem i przerażenie ilością ludzi na km2, można by powiedzieć, że jest całkiem przyjemne. W Nicei postanowiliśmy na moment zapomnieć o wariancie
Tunele...
...dużo ich w górzystej części kraju oszczędnościowym i poszliśmy na dobrą kolację do restauracji w centrum. Wtedy też postanowiłam, że jedzenie zasługuje na oddzielny post (obiecuję, że powstanie, ale już po powrocie do Polski).
W dalszej kolejności mieliśmy zaplanowany objazd Lazurowego Wybrzeża. Niestety, przeznaczyliśmy na niego tylko jeden dzień i znając już realia przemieszczania się po miastach, musieliśmy go na bieżąco modyfikować, aby zdążyć na zaplanowany pod Marsylią nocleg... Plażowanie było w planach dopiero na piątek.
Udaliśmy się na wschód do malowniczego miasteczka La Turbie, z którego mieliśmy zobaczyć panoramę Monako. Sama miejscowość urzekła nas (znowu!) ślicznymi uliczkami, kamienicami i wielością kwiatów. Obowiązkowa sesja zdjęciowa!
Dalszym punktem na trasie było Monako i Monte Carlo - przejazd tunelem znanym z wyścigów Formuły 1, wizyta w porcie jachtowym i ogólne podziwianie super-wypasionych samochodów na ulicach.
Ostatnim miejscem do odwiedzenia okazało się Cannes. Miasto znacznie spokojniejsze od Nicei i Monako, w którym odwiedziliśmy okolice teatru znanego z festiwalu filmowego i uwieczniliśmy zdjęcia naszych dłoni w towarzystwie odcisków gwiazd przemysłu filmowego. Po szybkiej kawie i lodach ruszyliśmy nieco w głąb kraju do Lambesc, które było naszą bazą wypadową na ćwierćfinałowy mecz Polaków w Marsylii. Ale o tym jutro...
Advertisement
Tot: 0.128s; Tpl: 0.019s; cc: 9; qc: 43; dbt: 0.0925s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 2;
; mem: 1.1mb