Advertisement
Published: February 27th 2014
Edit Blog Post
Wczoraj wybrałem się na dwudniowy trekking na wulkan Tajumulco – 4220m. Wulkan uważany jest za najwyższy szczyt Ameryki Centralnej. Od czasu pobytu białego człowieka na kontynencie amerykańskim nie zanotowano erupcji tego wulkanu i uznawany jest on za wygasły. Idę tam z agencją Quetzaltrekkers. Agencja ta to organizacja non profit, która pieniądze klientów przeznacza na różne projekty rozwojowe w gwatenalskich szkołach. Przewodnicy to woluntariusze.
Do wyboru są też agencje komercyjne, ale są droższe i kasa trafia do kieszeni prywatnych.
Trekking poprzedza – dzień wcześniej – spotkanie w siedzibie agencji, na którym omawiane są zasady obowiązujące podczas trekkingu. Dodatkowo można sobie wypożyczyć sprzęt, którego nam brakuje, a który będzie potrzebny na trekkingu tj. namiot, spiwór, materac itp. Tak naprawdę to nie ma sensu niczego przywozić ze sobą. Wypożyczenie jest darmowe i płaci się tylko zwrotny depozyt. Koszt dwudniowego trekkingu to 400 quetzali, czyli jakieś 55 USD.
W dniu rozpoczynającym trekking spotykamy się w siedzibie agencji o godzinie 5 rano i każdy dostaje swoją porcję wspólnie używanego sprzętu do wniesienia na górę tj. namioty, gary, jedzenie itp. W sumie w trekkingu bierze udział około 20 osób i czterech przewodników. Dodatkowo każdy musi wnieść 5 litrów wody.
Z siedziby agencji udajemy
się na dworzec autobusowy, skąd chicken busami jedziemy do wioski, w której rozpoczyna się trekking. Przesiadkę mamy w mieście San Marcos i tam też w jednym z
comedorów jemy śniadanie. Całkowity czas przejazdu z Xela to około 2,5 godziny.
Trekking do miejsca gdzie rozbijamy namioty zajmuje około 5–6 godzin. Miejsce znajduje sie na wysokości około 3900 metrów. Jest dosyć ciężko. Początkowy odcinek trekkingo to straszne ilości kurzu. Słońce daje mocno popalić i używanie kremów z dużym filtrem na tej wysokości to konieczność.
Góra była kiedyś porośnięta lasami, ale w czasie wojny domowej skrywali się tutaj partyzanci i wojsko rządowe wzniecało pożary lasów aby oczyścić teren i pozbyć się partyzantów.
Po rozbiciu namiotów prawie wszyscy wychodzimy na niższy szczy Tajumulco, aby podziwiać zachód słońca. Pogoda dopisuje. Po powrocie jemy kolację przygotowaną przez przewodników i idziemy spać. Noc jest bardzo, ale to bardzo zimna.
Następnego dnia wstajemy za kwadrans piąta i wychodzimy na główny szczyt Tajumulco. Kilka osób ma problemy z wysokością i zostają w namiotach. Podejście jest bardzo strome i dosyć ciężkie. Około szóstej jesteśmy na szczycie.
Czekamy na wschód słońca. Gdy zaczyna się rozjaśniać dookoła wyłaniają się bajkowe widoki. Widać stożki wszystkich najważniejszych gwatemalskich wulkanów.
Poza nami na szczycie jest jeszcze grupa gwatealczyków, którzy tutaj spali.
Po około dwóch godzinach na szczycie schodzimy do bazy, gdzie jemy śniadania. Następnie składamy namioty i schodzimy na dół.
Zejście zajmuje około 2–3 godzin. Na dole jemy obiad w jednym z
comedorów i łapiemy chicken busa do
San Marcos. A z
San Marcos do
Xela. Do siedziby agencji docieramy około siedemnastej. Zdajemy sprzęt i odbieramy depozyt. W agencji można też zostawić bardziej wartościowe rzeczy na przechowanie na czas trekkingu. Jest też opcja przechowania wszystkich rzeczy, które nie będą potrzebne podczas trekkingu.
Dzisiaj w Xela próbuję znaleźć autobus turystyczny na jutro nad jezioro Atitlan, ale okazuje się, że w czwartki nic nie jedzie. Muszę więc jutro znowu naginać 3 godziny chicken busem.
Advertisement
Tot: 0.088s; Tpl: 0.009s; cc: 8; qc: 54; dbt: 0.0475s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb