Advertisement
Published: November 16th 2013
Edit Blog Post
Krabi zaoferowało nam to, co miało do zaoferowania. Ciekawą wycieczkę, miłych ludzi i niesamowite zachody słońca, którym towarzyszyły równie niecodzienne przypływy. Czas więc przemieścić się z powrotem na Phuket. To jutro. A dziś...
Dziś pływaliśmy kajakami po lesie mangrowym i miejscowych jaskiniach. Rano wyruszyliśmy w dwugodzinną drogę busem z trójką Anglików i parą Rosjan. Busem, który dowieźć nas miał do Bor Thor. Podróż nie należała do największych przyjemności. W szczególności dla mnie. To za sprawą obywatela Wspólnoty Brytyjskiej, którego odzież dawno już straciła termin przydatności do użycia i aura jaką roztaczał w promieniu paru metrów od siebie działała na powietrze jak żelatyna na galaretę. Nie mogłem i nie chciałem go wciągać a gdy już się to stało nie chciałem wypuszczać aby nie musieć zmagać się od nowa z kolejną porcją gęstego gazu. Basia stwierdziła: ''Ja tam nic nie czułam, poza tym pewnie mu po prostu nie wyschła koszulka w tej wilgoci.''. Pewnie tak. Jakoś dałem radę, dzięki niezawodnej buffce, która oprócz 101 zastosowań proponowanych przez producenta, tym razem, posłużyła mi za maskę przeciwgazową.
Podróż umilali nam też pan kierowca i przewodnik, którzy jak na początku drogi zaczęli
trajkotać w swoim języku, prowadząc żywiołową dyskusję na jakiś temat, między sobą, tak skończyli po dwóch godzinach, gdy dojechaliśmy do celu. Ja uważałem, że muszą rozmawiać o tajskiej drużynie piłkarskiej, Basia stwierdziła zaś, że z pewnością o bananach bo zbyt często słyszała to słowo wśród wypowiadanych przez nich wyrazów. Kto wie być może panowie byli specjalistami od wpływu eksportu i importu tajskiego banana na ogólną sytuację gospodarczą kraju. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że banany tajskie jem często i na pewno mają się dobrze.
Po dwóch godzinach dotarliśmy do celu. Drzwi busa otworzyły się, żel wylał się na zewnątrz (z pewnością był to moment gdy droga życia paru miejscowych ptaków dobiegła końca) umożliwiając nam wydostanie się i przejście do przystani kajakowej. Po przepakowaniu rzeczy w wodoodporne worki mogliśmy zasiąść w jednostkach kajakujących i zacząć wiosłować. Przewodnikami byli dwaj niesamowicie jowialni tubylcy. Wciąż rozbawiali nas krzycząc np.:''Ju mast paddel ju mast paddel, łaj dis men at di end hes noł pałer? Hi mast bi from Ingland.'', albo ''Oł ajem soł hangry, łi mast koll pizza noł!'', po czym zrywali z drzew młode pędy mangrowców, do złudzenia przypominające mikrofony :'' Łan tu, Łan tu
dis is majkrofołn test du ju hir mi?'' i opowiadali o okolicznych jaskiniach wykorzystując to naturalne nagłośnienie.
Trasa, która płynęliśmy bardzo przypominała chwilami norweskie fiordy. Dookoła słona woda i wysokie, lub wręcz górzyste nabrzeże. Zarastające całe wybrzeże mangrowce i niesamowite skały wapienne formujące się miejscami w tunele, przez które mieliśmy okazję płynąć. W jednej z takich jaskiń, widzieliśmy, podobno prawdziwe, rysunki skalne sprzed paru tysięcy lat. Basia stwierdziła, że zaskakująco futurystyczne jak na tak stare.
Po 4 godzinach wiosłowania mieliśmy serdecznie dosyć i po szybkim lunchu w bazie kajakowej, z radością powróciliśmy busem do Krabi, Ao Nang. Całe szczęście, że tym razem wykupiliśmy opcję half day.
Po powrocie znaleźliśmy jeszcze czas aby przejść się po mieście i zjeść parę smakołyków z ulicznych straganów i zrobić parę zdjęć, znów niesamowitego zachodu słońca. Po czym, tradycyjnie już na Krabi w okolicach 18.00, zaczęło padać. D*** nie jasnowidz z tego taksówkarza 😊.
Juto o 10.00 transfer na Phuket-Patong. Tym razem nie promem lecz busem. Bo taniej, wygodniej, na miejsce i tylko nieco dłużej.
Zatrzymajcie latarki!
Basia i Wojtek
Advertisement
Tot: 0.149s; Tpl: 0.012s; cc: 11; qc: 57; dbt: 0.0669s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
hania
non-member comment
ale ciepelko
Jakie pikne obrazki!!! i takie ciepełko bije z kazdego zdjecia.. a tu buro, mokro , zimno.. chyba zabiore dla Was na lotnisko watowane gacie i kurtki bo nawet przejscie z teminalu moze byc traumatyczne po takich wygrzaniach... a koty juz łapia dla Was szczury ...zebyscie nie mieli szoku zywieniowego,.. tylko prosze o przepis - czy na rożnie czy w potrawce??