Dzień 14. Singapur na koniec.


Advertisement
Singapore's flag
Asia » Singapore » Chinatown
November 19th 2013
Published: November 19th 2013
Edit Blog Post

Patong pożegnał nas pięknym wschodem słońca, Singapur powitał deszczem.







Po pobudce przed 6.00, dzięki uprzejmości pana taksówkarza, który wstał o tak nieludzkiej 😊 porze, znaleźliśmy się na lotnisku Phuket w niemiłym towarzystwie Rosjan i paru osób innej nacji. Sala odlotów na Phuket Airport to odrapana speluna, w której nie ma nawet porządnej knajpy z azjatyckim jedzeniem. Serwują tylko suche kanapki, do których powinni od razu dodawać pół litra wody, albo jeszcze lepiej syntetycznej śliny. Inaczej nie da się tego przełknąć. Gorzko żałowaliśmy, że nie poczekaliśmy ze śniadaniem do wejścia na pokład samolotu.







Air Asia okazała się niezawodna po raz trzeci i szybko oraz bezstresowo dolecieliśmy do Singapuru, który powitał nas deszczem. Na szczęście intensywnym i przelotnym. Na lotnisku Changi da się już wyczuć... świąteczną atmosferę 😊. Porozstawiane są choinki i poczuliśmy się najbardziej swojsko od dwóch tygodni tutaj 😊.







Po szybkim, doskonałym posiłku w Chinatown (od dwóch tygodni marzyłem o chińskiej zupie z pierogami z czymśtam w środku 😊) do zmroku pozostało nam parę godzin, więc postanowiliśmy je wykorzystać na wizytę w chińskim ogrodzie na zachodnim brzegu wyspy.







Ogród jest piękny i zadbany, choć mało w nim trochę budowli oddających klimat architektoniczny tego rejonu. Jednak sama przyroda utrzymana jest w niepowtarzalnym stylu. Wewnątrz znajduje się mały (choć ponoć największy na świecie) azyl dla żółwi. Każdy z przebywających tam kilkuset okazów, został kiedyś adoptowany przez ludzką rodzinę a potem porzucony lub oddany. Pewnie okazywało się, że za długo żyją. Ludzie potrafili posunąć się nawet do tego, aby krępować na stałe skorupę małego żółwia tak aby ten rosnąc wyglądał jak cyfra ''8'', która ponoć przynosi szczęście. Pozostawię to bez komentarza. Sam azyl/wystawa jest miejscem z pewnością bardzo przyjemnym i pouczającym. Żółwie można nawet własnoręcznie nakarmić.







Wieczorem znów kolacja w przebogatym w smaki i zapachy food market w Chinatown i... dobrze być znowu w Singapurze. Ludzie tu jakby spokojniejsi, mniej nachalni, zdystansowani. Tego chyba było nam potrzeba przed powrotem do domu. Tajlandia jest wspaniała, ale zmęczyła nas trochę swoim bezprawiem i koniecznością ciągłego zwracania uwagi na to aby nie dać się oszukać.







Noc w hotelu nad karaoke bar zapowiada się znów hałaśliwie mimo tego, że dziś wtorek. Piania dochodzące z dołu wchodzą na coraz niższe tony i staję się coraz mniej rozpoznawalne. Każda piosenka to po prostu karaoke song.







Ktoś przed chwilą nie uwzględnił mojego prania w kolejce do suszarki i muszę czekać 1,5 do 24.00 na nową kolej... Życie.







Juro odlot o 23.55 więc mamy cały dzień. W planach penetracja rejonów słynnej Marina Bay.







Pozdrawiamy







Basia i Wojtek


Additional photos below
Photos: 10, Displayed: 10


Advertisement

Wystarczyło wyciągnąć rękęWystarczyło wyciągnąć rękę
Wystarczyło wyciągnąć rękę

a woda zaczynała się gotować żółwimi głowami :).


Tot: 0.14s; Tpl: 0.013s; cc: 11; qc: 39; dbt: 0.0721s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb