Advertisement
Published: September 13th 2018
Edit Blog Post
Coś niedobrego zjedliśmy. Najbardziej podejrzne sa, mimo, że umyte, winogrona ze stacji w Guilin lub nasza ryba ratunkowa z Liozhou. W efekcie zjedzenia czegoś niedobrego niedobre rzeczy zaczęły się dziać dziś rano z Basia. W połowie drogi do bram parku przestała unosić nogi, na czoło wystąpiły jej poty i znów zaczęła wspominać coś o polskiej pomidorowej. Był to sygnał do odwrotu. Ledwo doczłapaliśmy do hotelu. Basia została zainstalowana, w założeniach do końca dnia, w łóżku, a ja zacząłem się zastanawiać co zrobić z tak niefortunnie rozpoczętym dniem. Do wyboru miałem dwie czynności. Czytanie książki i wyprawa do banku w celu wymiany $ na yuany. Wybrałem obie.
Zanim jednak nastąpił dzisiejszy ranek, wczoraj popołudniem, mimo zmęczenia dobową podróżą pociągami i mimo siapiacego deszczu wciagnela nas kraina Avatara. Nie dziwie się i nie mam wątpliwości, że James Cameron zainspirował się tutejszymi krajobrazami. Godzinna wizyta w, zasnutej wczoraj chmurami, okolicy wystarczyła aby opadły nam szczęki z wrażenia. Wszystko wygląda dokładnie jak na filmie, poza lewitującymi skałami oczywiście. Park jest ogromny i nie do zejścia przez parę dni. Oczywiście, po chińsku, stworzony z rozmachem. Wszędzie wewnątrz można dojechać małymi autobusami, które kursują na poziomie wejścia do parku oraz na drogach stworzonych na szczytach gór,
czyli dwupoziomowo. Gdyby komuś nie chciało się wchodzić lub schodzić wszędzie można dojechać wyciagiem, monorailem lub wielką, przezroczysta winda, z której można podziwiać niesamowite widoki.
Jako, że Basia już wczoraj wykazywała pierwsze oznaki osłabienia, chcielismy tylko podejść do bram parku i dowiedzieć się co i jak. Jak już tam byliśmy to kupiliśmy 4 dniowy karnety wstępu. Jak już je mieliśmy w kieszeni to jeden krok dzielił nas od wjazdu na górę Tiazni. Więc go zrobiliśmy. No i zamiast zjechać grzecznie tym samym wyciagiem zdecydowaliśmy się zejść parę km w dół pod jednym małym parasolem. Na pewno nie pomogło to Basi.
No to wracając do dnia dzisiejszego i wymiany pieniędzy. W Chinach nie może być ona tak prosta jak na całym świecie. Tu nie ma kantorów. Transakcji dokonać można tylko w jednym, państwowym banku, China Bank. Procedura obejmuje pobranie odcisków palców, skanowanie paszportu, oraz wypełnienie dwóch wniosków, w których uniżenie prosimy o umożliwienie nam wymiany $ na yuany oraz określenie kwoty. Wszystko to trwa pół godziny i jest delikatnie stresujące. Gdy dochodzi do jakichś konsultacji za okienkiem zaczynam sie zastanawiać co by ze mna zdobiono, gby np. któryś z banknotów okazał sie przez przypadek fałszywy. Ostatecznie po raz drugi
Do woka można dodać wszystko.
Nie potrzeba menu. Wystarczy palec. udało mi sie przebrnac przez te skomplikowane procedury i można powiedzieć, że jeśli potrzebny będzie trzeci to wejdź do banku nonszalanckim krokiem i żując gume rzucę od niechcenia "Nihao" czyli "Siemka" po chinsku.
Wieczorem Basia poczuła się nieco lepiej więc poszliśmy poszwedac się po okolicy. Dzięki temu znaleźliśmy bardzo ciekawa uliczke, równoległa do glownej arterii miasta. Można na niej zjeść dania z woka samemu wybierając składniki (Alleluja!) oraz zostać obskoczonym przez panie masujące nogi i kark wprost na ulicy (jedyne 10 yuanow czyli 5 zł za 10 min profesjonalnej fizjoterapii ?). No i tak sobie z Basia chodzilismy, rozprawiajac o Azji, ja natomiast rownoczesnie rozgladalem sie za coraz lepszymi kadrami do zdjec, aż w pewnym momencie... poczulem, że spadam a Basia straciła mnie z oczu. Rozglądając sie dookoła, ale nie patrząc pod nogi wpadlem do 1,5 metrowego rynsztoka. Oczywiscie odruchowo zrobiłem wszystko aby ocalić aparat co przypłaciłem jedyna, na szczęście, drobna kontuzja w postaci zbicia łokcia. Bezbłędna byla reakcja pana siedzącego pół metra dalej, przed wejściem do sklepu. W zasadzie brak reakcji. Jedyna bylo kilkusekundowe uniesienie wzroku znad komorki. ?
Dużo emocji jak na dzień przerwy.
Mamy nadzieję, że uda się jutro uruchomić Basie i pognamy w
krainę Avatara.
Basia i Wojtek
Advertisement
Tot: 0.095s; Tpl: 0.013s; cc: 11; qc: 31; dbt: 0.0532s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.1mb