Sahara - MARAKSZ Maraksz!


Advertisement
Morocco's flag
Africa » Morocco » Marrakech-Tensift-El Haouz » Marrakech
October 4th 2011
Published: November 16th 2011
Edit Blog Post

Wrocilismy po miesiacu, a tu to samo -silny wiatr i piasek,rozowe niebo, ponad czterdziesni stopni. Siedzimy i czekamy na litość😉 marokanska jajecznica na pomidorach uratowala nam zycie i wrocila sily. Czekamy bo jedyne auta jakie tu jezdza to te opuszczajace granice. Wyjezdza jeden,lapiemy.. ach zawrocil, i ustawil sie spowrotem w kolejce do przekroczenia granicy w powrotnym kierunku. Nastepny to samo,nie probujemy juz zrozumiec.Wiadomo ze strefa miedzygraniczna sluzy do zalatwiania roznych interesow, ale widac ze warto tez jezdzic z jednej jej strony na druga. Rano byl tabun ludzi i pojazdow,az sie zderzały, teraz nie ma nikogo. Moze to dlatego ze dzis Piatek -szabatowy dzien,wyjezdza jedno auto na godzine. W koncu podchodzi do nas chlopak, mowi ze jada do Dahli czyli fajnie dla nas.Wsiadamy, zaczynaja sie o nas klocic. Wysiadamy, gonia nas przekonuja, ze nie chodzi o nas,w zasadzie nie ma innej mozliwosci. Pedzimy zbyt szybko,znowu stres, chlopcy sa z Tetuanu czyli na samej polnocy Maroka z okolic gor Rif wiec gadaja po hiszpansku nie po francusku.Komunikacja troche kiepska pytaja gdzie bylismy,my pytamy ich.Okazuje sie ze nie byli w Mauretani to co oni tu robia od tej granicy do nich jest trzy tys kilometrow po za granica tu nie ma nic a oni przyjechali dwoma mercedesami. Nie pierwszy to raz gdy nie jestesmy pewni towazystwa z ktorym jedziemy.
Dojezdzamy do ronda, tu droga rozdziela sie w jedna stone na Dakhle nad ocean gdzie jada oni na nocleg w druga dalej prosto na Maroko gdzie chcemy jechac my. Popelniamy blad wysiadamy przy posterunku policji. Wybucha awantura, chlopaki dostaja strasznie popalic od policjantow zlych ze zlamali zakaz zabierania obcokrajowcow przez Sahare Zachodnia. Chlopaki zaczynaja drzec sie na siebie nawzajem i obwiniac jednen drugiego. Gdy pytam w czym taki wielki problem to wszyscy zgodnie i zandarmii i Marokancy zapewniaja ze nie chodzi o nas i wszystko w najlepszym porzadku.Zmuszaja nas w koncu zebysmy wjechali do Dahli na noc, zakazuja zostac na rondzie i lapac tiry tak jak chcemy. Wjezdzamy wiec do miasta, wysiadamy przy pierwszej stacji i odrazu lapiemy dwoch milych radosnych chlopkow do Boujdur. Super! to kilkaset kilometrow w "nasza" strone. Samochod to stara renowka zapakowana po dach,tak ze plecaki musimy trzymac na sobie. Maja namiot wyjasniaja ze chca dojechac do Al Ujunu, czyli odwiedzonej juz przez nas stolicy (uznanej przez czterdziesci afrykanskich krajow) stolicy Sahary Zachodniej,niestety nie uznanej przez zaden europejski kraj. Widac czyj glos jest wazniejszy w Afryce.
Ruszamy i w zasadzie odrazu wszyscy uswiadamiamy sobie, ze moze byc ciezko bo nasi dobrodzieje okazuja sie Sahrawi wiec zandarmi i policja znow moga sie czepiac.Prosza nas zebysmy mowili ze sie nie znamy, ze nas zgarneli ze stacji,czyli prawde. Wystartowalismy z predkoscia starego reno ale mijamy pierwszy posterunek.Na rondzie poprawiamy chusty na twarzach, na szczescie jest juz noc a policjanci swieca tylko po przednich siedzeniach,ale i tak dlugo stoimy. Mecza kierowce,chca kase,wkoncu puszczaja. Przez pierwszy kilometr grobowa cisza nagle kierowca oglasza wesolo: teraz jestesmy wolni,a samochod nabiera solidnej predkosci. Kolega kierowcy jescze szczesliwszy cieszy sie ze moze mowic po angielsku,francusku a nawet po rosyjsku. Jest rybakiem pracuje na statkach,pytamy jak to mozliwe ze rybak zna tyle jezykow. Opowiada smiesznie ze jak byl maly strasznie chcial sie nauczyc jezykow szczegolnie angielskiego ale szkola do ktorej chodzil byla bardzo kiepska wiec szukal innych sposobow, udalo mu sie znalesc w koncu kogos kto go uczyl. Rosyjski troche poznal pracujac na na rosyjskich statkach. Dowiadujemy sie ze Marokanczycy sa na tyle sprytni ze w jakis sposob dziela sie swoimi lupami z okupowanej Sahary,w ten sposob nie jest takie proste oskarzac tylko Maroko o lupienie tego kraju. Wiadomo ze na terenie Sahary Z. sa najwieksze na swiecie zloza fosforytow,
BoujdurBoujdurBoujdur

Spedzilismy tu dwa dni oczekujac kogos kto zlamie zakaz policji i wezmie nas ze sobą
ale jest tam tez uran, ponoc tez ropa,a wody oceanu wzdluz wybrzeza kryja najwieksze na swiecie lawice sardynek. Wody te sa bardzo bogate w ryby. Maroko odsprzedaje prawa do polowow gluwnie naszym sasiadom. Paradoksalnie nasz przyjaciel Saharyjczyk znajduje prace na rosyjskich statkach. Mowi ze bardzo duzo ryb sie marnuje ze sprzet ktory jest na statku pozwala na pakowanie do puszek ryb o gorszym gatunku mniejszych,do tego chlodzenie nie dziala dobrze i polowa martwych juz ryb laduje spowrotem w oceanie.
Nie nacieszylismy sie dlugo wolnoscia po pietnastu minutach znow halt, tym razem nie udalo sie zatrzymac rowno na znaku stop stary numer w tych stronach znaki specjalnie sa tak ustawiane ze ich nie widzac,mielismy juz takie przypadki i juz jest pretekst zeby wyciagnac troche kasy od kierowcy. Z tym znakiem chodzi o to, ze jest ustawiony prowizoryczny posterunek policji jakies piedziesiat metrow wczesniej ustawiony jest jakis niby znak stop. Kazdy jes zobowiazany na nim sie zatrzymac i nie moze ruszyc az policjant nie machnie reka,znak stop czesto jest nie widoczny i poprostu powoli podjezdzasz i patrzysz na mundurowego co ci pokaze a to juz wystarczy by stracic troche kasy. Znow nas nie zauwazyli czekamy dlugo na kierowce kolega sie juz denerwuje zagryza wargi. Wraca,cisza ruszamy> Chcieli dwiescie dirchamow (20E) nie dal im dlatego tak dlugo czekalismy. Suniemy dosc sprawnie i szybko,slyszymy brzeczenie butelek,kolega szofera wyciaga mala flaszeczke z zielonym plynem,smieja sie. Co to? Smieja sie i mysla... yyy wkoncu wyduszaja obaj spirytus. Rzeczywiscie trzydziestoprocetowy spirytus anyzowy. Znow stresik bo leja systematycznie.
Po kilku godzinach jazdy skrecamy nagle w pustyniowa hamade, jedziemy slalomem miedzy kamieniami. Oto miejsce na biwak,nie ma jak noc na pustyni😊 tylko ten wiatr..,szukamy kamieni do usztywnienia namiotu i znajdujemy pod nimi naszego pierwszego skorpiona,
na szczescie wiedzielismy ze skorpiony kryja sie pod kamieniami i uwazalismy.Saharyjczycy troche sie zaniepokoili naszym znaleziskiem szczegolnie ze nie udalo im sie rozbic namiotu, za to rozpalili juz wegielki drzewne i rzucaja juz kawalki kozy prosto na zar,czestuja nas chlebem, ryba i spirytusem,opowiadamy sobie co u nas co u nich. Rzkreca sie niezla biesiada, t.zw przez nich "woda zycia"czyli spirytus z daktyli dodaje wigoru rozmowom.. Rozgadany kolega szofera opwiada o rodzinie ktorej ze wzgledu na najazd Maroka nie widzial od ponad trzydziestu lat, czesc uciekla do Algerii gdzie jest duzy oboz udzodzcow saharyjskich wraz z rzadem i partyzantami Polisario.
Czesc w Mauretani, do ktorej blizej saharyjczykom,bo posluguja sie tym samym jezykiem hasanija,mowi
kierowca który spełnił nasze marzeniekierowca który spełnił nasze marzeniekierowca który spełnił nasze marzenie

i wysadzil na widowiskowych klifach
ze marokanczykow i saharyjczykow dzieli ogromna przepasc i nawet religia nie jest w stanie ich przyblizyc.
Juz po czwartej, fajnie sie gada, ale dobranoc (lajla saida!), ale dwie godziny pozniej slyszymy "Mbarek!" nawolywania nad namiotem, nasi towarzysze sa juz gotowi do drogi. Smiejemy sie, szczesliwej drogi (trek salama!) my spimy dalej, zostawiaja nam jedzenie i wode. Mamy nadzieje ze dojechali calo.
Wstajemy gotujemy herbate mamy jeszcze wiazke miety,o fuj zapomnielismy ze tu maja slona wode w kranach,maly problem w tych stronach na szczescie jest jeszcze druga butelka kupnej wody.
Stajemy na pustkowiu. Zatrzymuje sie tir ok zabiore was ale dwadziescia kilometrow przed miastem was wysadze bo jest posterunek zandarmerii i nie chce problemow. I wkoncu nam dokladnie wyjasnia o co chodzi jest ogolny zakaz brania obcokrajowcow, dlatego ta policja sie tych kierowcow czepia i dlatego czasem trzeba tak dlugo stac.
Przejezdzalismy tedy juz trzy razy ale nie mielismy okazji wysiasc przy klifach tym razem postanawiamy nie odpuscic,prosimy kierowce by zatrzymal na chwile lecimy razem z nim spojrzec na wybrzerze oceanu z imponujacymi klifami.Kierowca tez zadowolony chce bysmy mu przyslali zdjecie daje adres do Agadiru i mowi ze jak bysmy byli to nam udostepni pokoj, cieszy sie strasznie ze sa kraje w Europie w ktorych stac by go bylo na spedzenie urlopu. Zaskoczony jak mu mowimy jakie sa ceny na wschodzie europy w tym u nas. Wysiadamy w umowionym miejscu i ruszamy pustą droga w pelnym sloncu, wietrze posrod hamady . Takie jakies fajne przezycie.. Do miasta docieramy z taksowkarzem ktory mysli ze zartujemy ze nie mamy kasy i na sile nas wciska do samochodu. Dalej juz nie jest tak latwo, stoimy pol dnia do nocy na drugi dzien znow juz grubo po poludniu wszyscy co sie zatrzymali to mylili nas z miejscowymi ze wzgledu na chusty na glowach,jak zobaczyli ze europejczycy to odrazu : nie nie zandarmeria sorry bedziemy mieli problemy, nie mozemy'. W koncu znajduja sie dwaj mlodzi Sahrawi nieswiadomi pewnie co robia zabieraja nas chetnie, niestety po godzinie skrecaja w pustynie..Nie mowia w zadnym jezyku procz arabskiego,wiec daja nam tel z kims kto gada po francusku i tlumaczy ze chlopcy zostana z nami dopoki nie znajda nam auta,i rzeczywiscie zatrzymuja jakiegos sympatycznego,ale przerazonego troche dziadka ktory przez cala droge śpiewa modlitwy! zaraz dojezdzamy do Al Ujun Port, wcinamy miche pelna sporych sardynek za dwa zlote i lecimy dalej. Znow zatrzymal sie tir mylac nas z miejscowymi,ale
skorpionyskorpionyskorpiony

sporo ich pod kamieniami,bawilismy sie w poszukiwania "kto pierwszy znajdzie wiecej" i rzeczywiscie podnoszac kamienie rzadko byly pudla.
ciekawy nas postanawia zaryzykowac i zabrac nas ale prosi zebysmy sie schowali za zaslona na tylnym siedzisku.Z nim to jakis cud, przemierzamy cale Maroko w jedna noc do Agadiru, stamtad tylko dwiescie do Marakeszu. Jedziemy gadajac cala noc, kierowca wypytuje nas o wszystko : religie,zwiazki malzeniskie, jedzenie, zarobki, ceny.
Ostatni stop to Marokanczyk jadacy nowym VW po super nowoczesnej autostradzie Agadir-Marakesz, jak bysmy sie w Hameryce znalezli. Opowiada nam jak spedzal mlodosc zwiedzajac Europe Interrailem. Zawozi nas do samego centrum Marakeszu, bo jak mowi "na koniec podrozy dobre doswiadczenie jest najwazniejsze by zachowac dobre wrazenie.."




Additional photos below
Photos: 14, Displayed: 14


Advertisement



Tot: 0.184s; Tpl: 0.012s; cc: 10; qc: 66; dbt: 0.1302s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb