żywicą pachnąca_5


Advertisement
Published: May 8th 2014
Edit Blog Post

Pogoda postanowiła zacząć nas rozpieszczać. Drugi z rzędu dzień słoneczny, a przynajmniej bez deszczu!

Rano Q odebrał samochód z wypożyczalni i musieliśmy zapakować do niego cały nasz dobytek, który przez pierwsze 3-4 dni pobytu spuchł jakoś nienaturalnie. Nissan Rogue zapełnił się po sam dach.

Atrakcją wtorku okazała sie farma ze zwierzętami w północnym Vancouver. Jakoś tak mają tu opanowane robienie miejsc dla dzieci, że nie dość, że rodziców głowa nie boli, to jeszcze sami sie dobrze bawią. Tak było i tu. Karmiliśmy przeżarte kaki ziarnem, ale miały chyba naprawdę dość, bo wszystkie dzieci wciskają im amy bezlitośnie. Karmiliśmy owce liśćmi, głaskaliśmy małe kózki. Hitem jednak okazała sie sztuczna krowa z wymionami pełnymi wody, którą można było doić, doić i doić, i doić. Dziś małaEm zobaczyła rzeźbę jelonka na deptaku w Whistler i zmartwiła się, że nie ma wymion.

Później był lunch-rozczarowanie, więc zdjęcia mojego dania nie będzie. Figurowało w karcie pod nazwą fish taco, ale z pewnością koło ryby nigdy nawet nie leżało, wiec na uwiecznienie też nie zasłużyło. Ładny był tylko widok z północnej części miasta na centrum Vancouver. A wtorek w ogóle nie był gastronomicznie udany. Wieczorem kupiliśmy tylko w supermarkecie łososia, który smakował dziczyzną, a nie kurczakiem, jak u nas.

Po drodze do Whistler byliśmy jeszcze w Lynn Canyon. Na północy miasta są dwa kaniony z wiszącymi mostami. Większy i bardziej znany jest Capilano, gdzie bilecik wstępu kosztuje coś ponad 30 USD, a i tak przychodzą tłumy, a mniejszy i darmowy jest właśnie Lynn. Mniejszy i tak jest wysoki i długi, pod spodem płynie rzeka, a całość kołysze się przy każdym kroku. Q ze swoim lękiem wysokości szedł z duszą na ramieniu; małaEm miała strzał cukrowy po zjedzeniu lizaka i biegała w tę i z powrotem bez opamiętania; nie jestem pewna, czy zauważyła, że jest na moście i jak jest daleko od ziemi. Wokół pięknie pachniały sosny i okoliczności sprzyjały spacerowi, ale musieliśmy ruszać do Whistler.

Przeraziliśmy się po drodze, bo mijaliśmy znaki mówiące, że jeszcze tydzień wcześniej trzeba było mieć łańcuchy! I może faktycznie coś w tym jest, bo w Calgary w weekend spadło pół metra śniegu, a w Whistler nadal po mieście przechadzają się ludzie w butach narciarskich. Sezon trwa.


Additional photos below
Photos: 6, Displayed: 6


Advertisement



Tot: 0.114s; Tpl: 0.01s; cc: 11; qc: 25; dbt: 0.0957s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1mb