Po pięknych przeżyciach w Górach Kaskadowych, skierowaliśmy się na północ, za granicę USA-Kanada, do Vancouver. W naszych wyobrażeniach: miasto-ideał, leżące między oceanem, a górami, z mnóstwem parków i terenów rekreacyjnych. Nie zawiedliśmy się! ;-) Urocze Gastown w brytyjskim stylu, piękny, dziki, otoczony ścieżką (Seawall) Stanley Park, pocztówkowy port z wodolotami, na które nie mogłam się napatrzeć, czy fajne knajpki na West End. Do tego jeszcze udało mi się wyrwać na wieczorny jogging wzdłuż rzeki Capilano i parku Ambleside. Jedyny zgrzyt to okolice Chinatown upodobane przez narkomanów (bardzo przykre widoki na ulicach...). Gdyby nie kapryśna, zimno-wilgotna pogoda, byłoby idealnie... Jednak pogoda miała być najważniejsza w piątek, kiedy mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do Victorii i rejs 'zodiakiem' z podglądaniem wielorybów. Może najpierw o mieście. Nie tak łatwo i szybko można
... read more