żywicą pachnąca_7


Advertisement
Published: May 10th 2014
Edit Blog Post

Dziś od rana pogoda zaczęła sie psuć, ale i tak planowaliśmy zrobić jakiś mały hike. Wybraliśmy nawet szlak, ktory miał prowadzić koło pozostałości 7 wagonów wykolejonego pociągu i parku rowerowego. Ale gdy zapytaliśmy wyglądające na lokalne panie w supermarkecie, co one wiedzą o train wreck trail, to okazało się, że coś słyszały, ale wiedzę niewiele poza tym, że to nie jest znaczona ścieżka i w ogóle to mają ją zamknąć. Stanęło więc na tym, że po pożegnalnej sesji na placu zabaw, ktory właśnie zalała szarańcza dużych przedszkolaków i żłobkersów nie umiejących jeszcze chodzić, ale zjeżdżających wspólnie głową w dół z dużej zjeżdzalni, powiedzieliśmy Whistler bajbaj i pojechaliśmy do Brandywines falls, na mały spacer do wodospadu. Wystarczyło zrobić kilka kroków, by wokół znów zrobiło się kompletnie dziko, tylko patrzeć, a zza krzaka wyskoczy głodny miś! Wszystkie kosze na śmieci - nawet te wewnątrz budynków (tj. np. w publicznej toalecie) mają miśkowe zabezpieczenia - tylko patrzeć, jak ewolucja przyspieszy i miśki je ogarną. Doszliśmy do wodospadów i platformy z widokiem na jezioro. Przestaje człowieka dziwić, że Kanada jest tak rzadko zaludniona - tu w większości jest po prostu dżungla.

Zrobiło sie chłodno, jakieś 12 stopni i dżdżyło. Ponownie doceniłam te kilka technicznych warst ubrań z Argentyny, ktorych używam raz na dwa lata, ale zawsze super działają! Wczoraj wyposażyliśmy małąEm w wodoodporną kurtkę North Face i gdyby pod spodem miała tylko t-shirt, a nie sweter i kamizelkę puchową, to by wyglądała, jak mały Kanadyjczyk. Ale tak wyposażeni mimo deszczu mogliśmy zrobić najprawdziwszy piknik na piknikowym stole na parkingu: bekon usmażony rano, filadelfia rozsmarowana nożem podkradzionym z lodża, pomidorki koktajlowe, reszta awokado ze śniadania i jajo.

Po lunchu była moja kolej na prowadzenie, a towarzystwo drzemałó. Choć nie chciało mi sie spać, jak siadałam za kierownicę, to 20 minutach miałam kryzys. Maksymalna prędkość 90 km/h, ale często 80 czy 70. Wszyscy tyle jadą, ile wolno, ani kilometra więcej, ani mniej, więc nikogo nie wyprzedzasz i nikt ciebie nie wyprzedza. Automatyczna skrzynia biegów - też nudy. Do tego ulewa. Po 70 km miałam dość.

Dojechalismy do Horseshoe Bay, skąd odchodzą promy na Vancouer Island. Nasz spóźnił sie ponad godzinę, która przesiedzielismy w furze, słuchając hiphopowego radia, co akurat grało Snoopa i Beastie Boys i jedząc resztki z pikniku. Po 3 dniach nasza fura wygląda już jak chlewik.

Zjechawsszy z promu, znaleźliśmy się w sercu redneckowa. Padał deszcz, była 19.30, zamiast domów wzdłuż drogo stały campery, albo dziadowskie shopping malle ze sklepami typu Gone Fishin’, Diary Queen, Subway, Tim Horton’s, Wendy’s, McDonald, Walmart, Canadian Tyre, Best Materace, Dunkin’ Donuts. Szukalismy restauracji, ale żadne z mijanych miejsc nie wzbudzało naszego zaufania. Dopiero przed samym Parksville – naszym miejscem noclegu – ukazała nam się budka z sushi. Całkiem przyzwoitym, biorąc pod uwage, gdzie jestesmy.


Additional photos below
Photos: 7, Displayed: 7


Advertisement



Tot: 0.372s; Tpl: 0.01s; cc: 13; qc: 68; dbt: 0.117s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.1mb