W komunie.


COMING SOON HOUSE ADVERTISING ads_leader
Taiwan's flag
Asia » Taiwan » Taroko Gorge
October 11th 2011
Saved: March 29th 2018
Edit Blog Post

Siedze sobie w domu nad brzegiem oceanu, kilkanascie km na poludnie od Hualien. Dotarlem tu wczoraj wieczorem, do 3 rano trwala popijawa, przed pojsciem spac zdazylem jeszcze spisac:
*
Dzien dzisiejszy niezbyt ciekawy, za wyjatkiem wieczoru. Za dnia zwinelo sie z goscinnej kwatery u Mayny w Kaohsiungu, wzielo takse, potem na stojaka pociag ( 3 razy Taiwan pijio dla przyspieszenia podorzy), w koncu, po 6 godzinach, Hualien. Ide do taksiarzy negocjowac przejazd.
- 500.
- 200.
-Nie ma mowy.
-250.
-250? Chyba doalrow amerykanskich! - wykrzyknal taksiarz- tak wiec podreptalem do autobusu. Tam niezbyt wiedziano, co ze mna zrobic, adres niewiele im mowil. W koncu wzieli mnie na poklad, a po 40 minutach kierowca depnal po hamulcach na srodku autostrady i wykrzyknal- to tutaj! Tak zostalem wysadzony, wiec ide, patrze, cos niby hostel, wchodze- nihao- i znalazlem sie w srodku tego dziwnego miejsca. Na pierwszy rzut oka- hippisowska komuna, pod przewodnictwem starej indianki i jej siwowlosego faceta (z poczatku sie zdziwilem,czemu lewa reke podaje, ale skoro z drugiej strony kikut...). Plaza, ognisko, zero turystow. Kilkunascioro ich tutaj, wlaczajac indianskie seniorstwo, dizajnera wnetrz z Taipei, mloda hostesse z Taichunga, producenta programow TV z gniewna kobita i kilkoro jeszcze. Poczestowali jakims zarciem, szkocka i bacardi, wyciganalem zubrowke (a potem jeszcze pare rzeczy). Z biegiem czasu robilo sie coraz bardziej swojsko. W koncu ostalismy sie we czworke: ja, dizajner, pijana hostessa (pijana pierwszy raz w zyciu, powiada: caly czas bylam zestresowana, a teraz to ustapilo!) i - chyba ciota- gosc przystrojony w branzolety, czestujacy trawa, z prawdziwym akcentem z Cambridge (nawet kiedy mowil po tajwansku). Zaspiewajmy- powiadam. Rozleglo sie wiec najpierw: "Bog sie rodzi, moc truchleje..." ( a wszystko przy falach i ognisku), potem zas tajwanskie rodzime piesni. Ja wiec z kolei przeszedlem na rosyjski i Padmoskownyje wieciera. Hostessa lapala juz tekst, przeszlismy nawet dalej w kierunku plazy, zyczeniem komuny bylo bysmy zamilkli, bo ludzie spia. Z ciemnosci wylonil sie jednak jednoreki opiekun i laska musiala wracac do domu.
*
Za dwie godziny uciekam do Taipei, gdzie przed jutrzejszym wylotem do Pekinu mam zamiar jeszcze zobaczyc muzeum narodowe ze zbiorami tradycyjnej sztuki chinskiej, ktore czang Kaj Szek zabral tu ze soba w 1948. Przed odjazdem mam jeszcze skosztowac saszimi z dzisiaj lowionych rybek.

Niedziela tez byla ciekawa- pojechalismy na poludnie od Kaohsiunga, najpierw zahaczajac o regionalne wesele, potem o fajny wodospad: woda leje sie z 20 metrow, a potem przechodzi w bieg poziomy w wyprofilowanej rynnie. Trzymajac sie sznurka postalem w tym jakis czas, ale w koncu stracilem rownowage i wessalo mnie; poczulem sile zywiolu - slipy spadly, uderzylem w skaly, ale nawet specjalnie sie nie poturbowalem. W drodze powrotnej zahaczylismy o wegetarianska knajpe, natrafiajac tam na stara zwariowana artystke operowa. W poprzednim wcieleniu byla generalem armii, ktory zabil zbyt wielu zolnierzy, w zwiazku z tym w obecnym zyciu spotyka ja wiele nieszczesc. Zaspiewala dla nas. Jedna z piosenek mozna by uznac za chinski odpowiednik 'gdybym ci ja miala skrzydelka jak gaska", tekst bowiem strescic mozna jako: "chcialabym byc owieczka, moglbys wtedy biczowac moj tylek". Nie, ani troche nie sciemniam. Dwa z wystepow nagralem, ale pliki maja po 50-70mega; na tube tez ich nie wrzuce, w koncu nalezy szanowac prawa autorskie.
( a jednak: www.youtube.com/watch?v=FtVbfsYJWvs )

Potem odwiedziny w nowym wypasionym gorskim hotelu i przyleglym do niego parku z kaktusami, basenami i czym tam jeszcze. W recepcji stala niby-to zbroja rycerska w europejskim stylu. Wyjasnilem, ze metr -osiemdziesiat to w sredniowieczu mogl miec co najwyzej Jurand ze Spychowa, a tak to rycerze byli banda halasliwych kurdupli.
Co jeszcze w Kaohsiungu... Wzgorze nad oceanem, nieopodal kampusu uniwesyteckiego, zamieszkane przez malpy, psy i bezdomnych. Nocne markety. Pierogi. Impreza u Mayny. Wieczorne browary nad rzeka i nad jeziorem lotusowym. Dolaczyl do nas Amerykanin z Portland, jogin praktykujacy. Potrafil stac na glowie, ale pompek z klaskaniem- nie potrafil! Honor grubasa- wazna rzecz.
A wczesniej, zaraz po Taipei- Sun Moon Lake.

Wiecej zdjec z Tajwanu - tutaj.



Additional photos below
Photos: 5, Displayed: 5


COMING SOON HOUSE ADVERTISING ads_leader_blog_bottom



Comments only available on published blogs

Tot: 0.087s; Tpl: 0.01s; cc: 9; qc: 56; dbt: 0.0434s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1; ; mem: 1.2mb