Advertisement
Published: November 21st 2008
Edit Blog Post
moje nowe dziecko
przedstawiam sliczne vaio! z chinska klawiatura:) Po dlugiej przerwie w podrozowaniu i niepisaniu na blogu, i siedzeniu w jednym miejscu czas sie ruszyc! nastepna destynacja: Filipiny.
Ach! okazuje sie, ze Filipiny to moja nowa milosc! i to wielka, bo to pierwszy kraj, do ktorego chce wrocic. A wracam juz niedlugo, bo prawdopodobnie juz na Boze Narodzenie (mhmm mango jako potrawa wigilijna!) Ale od początku: Na Filipiny mialam 10 dni i to o jakies 50 dni za malo. Zatem trzeba wykorzystac te klika dni jak najbardziej sie da. plan jest napiety: jeden dzien w Manili, nastepnie wyjazd na polnoc na pola ryzowe, ktore maja 2 tysiace lat (to tak jak ogordy oliwne, tylko oni Chrystysa na tych polach ryzowych nie goscili), nocnym autobusem 17 godzin i jestesmy na poludniu i czas na tropikalna plaze, 2 dni relaksu i spowrotem w okolice manili na filipinskie wesele, po weselu na lotnisko i godzinny lot i nastepne miasto: Cebu i juz tu zostaje do konca, moglabym zostac do konca zycia! Choc plan jest napiety, wydaje sie mozliwy. Jednak przygotowujac plan, nie zdawalam sobie sprawy jak wolno podrozuje sie po tym kraju. a podrozuje sie bardzo wolno! patrzymy na mape od punktu do punktu jest 60 km, planujemy zatem maks 1,5 godziny
na przebycie danego odcinka, okazuje, ze podroz trwa 2,5 godziny! powodu jeszcze nie byly mi znane. do czasu! ach! o tym jak sie podrozuje na filipinach mozna by ksiazke napisac! ja jednak postaram sie opisac tylko kilka historii. Pewien filipinczyk opowiadajac jakas tam historie opisuje:" i ten wariat jechal 120 km/h! przeciez to byl jakis samobojca! " ja tak patrze podejrzliwie i komentuje, ze to wcale nie jest tak szybko, powiedzialabym, ze raczej wiekszosc ludzi tak jezdzi. On zaliczyl mnie do samobojcow, ja zaliczylam go do panikarzy. do czasu, kiedy jechalam samochodem z dwoma Couchsurferami. maksymalna predkosc jaka osiagnelismy: 77km (szczesliwie) i to na autostradzie! ale ja juz przy 60 marudzilam, zeby zwolnic. a dlaczego? bo tylko co 3 motocykl i co 10 rower ma swiatla,i co 5 samochod nie ma swiatel. ludzie chodza beztrosko po ulicy. kazdy jezdzi jak chce. wszyscy trzymaja sie prawego pasa, a jak chca skrecic, to po prostu skrecaja nie myslac o wlaczeniu kierunkowskazu. jak chca sie zatrzymac, to sie zatrzymuja. po prostu dziki kraj! ale o to chodzi! tutaj kazdy dzien to wyzwanie! mozna zginac, a mozna przezyc najcudowniejsze chwile swojego zycia! z co ciekawszych srodkow transportow to sa: jeepney - takie rosyjskie marszrutki,
tylko ze bardziej wymyslne i trycykle, ktore sa... malo wygodne, ale sa wszedzie! no i taksowki, ktore jak sie dobrze targowac, to beda tanie. a targowac trzeba sie o wszystko, ale pamietac trzeba, ze kazdy filipinczyk ma swoja dume i jesli poda sie za niska cene, to nie bedzie dalszych negocjacji. inna historia z podrozy o podrozy: jestesmy juz na polach ryzowych, podziwiamy, jedno miejsce, chcemy przenosic sie w nastepne. lapiemy jeepney, wsiadamy, a w srodku para hiszpanow, 2 filipinczykow i 4 rosjan. filipinczycy zdziwieni, ze tylu bialych w lokalnym jeepney, hiszpanie zdziwieni, ze rosjanie pija wodke juz o 10 rano, rosjanie zdziwieni,ze polacy nie chca pic wodki. a wszystko konczy sie na wspolnym spiewaniu angielskich hitow i wykonaniem najbardziej znanych utworow Okudzawy. takie rzeczy sa mozliwe tylko na filipinach. w szczegolnosci, ze jechalismy w jednym samochodzie, a kazdy chcial jechac w innym kierunku (okazalo sie, ze to ja z marcinem bylismy w bledzie) ale trafilismy gdzie indziej, pojechalismy tez na tarasy ryzowe, reszta bialych pojechala dalej. trafiamy do wioski, do ktorej trzeba isc przez kilometr po granicy pol ryzowych. ja tylko z aparatem i tak boje sie,ze wpadne w bloto, a filipinczycy wracajacy z miasta nosza kartony i worki.
jak to wypic?
ogien i plastikow slomka? jednak glownie ilosc alkoholu zabija;) takie zycie mieszkanca kraju, ktorego 70% ludzi zyje w biedzie. to jest chyba pierwszy kraj, ktory odwiedzilam, ktory jest az tak biedy. a na pewno pierwszy, w ktorym mozna porozmawiac,ze wszystkimi, jako ze oficialny jezyk to angielski. dzieki temu mozemy sie wiele dowiedziec o zyciu codziennym, a zarazem slyszymy rowniez to niewygodne zdanie: "jak bogaci wy musicie byc, skoro mozecie tak podrozowac, my nawet do stolicy nie mozemy jechac" nigdy nie wiem, jak sie zachowac w takich momentach, milczenie? to chyba dosc glupia opcja, ale co powiedziec? zaczac opowiadac o autostopie i couchsurfingu: jeszcze gorzej! wybralam rownie glupia opcje: przytakiwania. niemniej wszyscy ludzie sa bardzo otwarci i bardzo sympatyczni, ale tak szczerze. w zadnym wypadku nie jest to azjatycka grzecznosc. wystarczy tylko sie usmiechnac, a juz zaczyna sie rozmowa, a skad, a gdzie, a dlaczego? i na wsiach pytanie, a co sie u was uprawia? zatem rada na przyszlosc: nauczyc sie nazw zboz, rzepakow i innych po angielsku, bo to jest jedna z wazniejszych informacji, jaka chca uzyskac, ale to na wsiach. a w miescie? sa getta! getta biedy i getta bogaczy. mieszkania z kartonow i z bambusow naprzeciwko mieszkan klasy sredniej, najbogatszi maja mury wokoj do domow na wysokosc
5 metrow. pierwszy raz widzialam slamsy (choc pewnie, tych najgorszych tez nie widzialam) i pierwszy raz widzialam takie mury! przy wejsciach do sklepow, resrtauracji stoj uzbrojony straznik, sprawdzaja torby, sa osobne wejscia dla kobiet i dla mezczyzn, bo trzba byc gotowy na to ze beda nas obmacywac straznicy/stazniczki w celu sprawdzenia, czy nie mamy przy sobie broni. na drzwiach do klubu: standardowe znaczki: zakaz wnoszenia alkoholu, zakaz wchodzenia w krotkich spodenkach i zakaz wnoszenia broni. na filipinach za posiadanie narkotykow grozi kara smierci, ale marichuane kupuje sie na kilogramy. filipiny to kraj kontrastow, wielkich kontrastow! jednak mi sie udalo, spotkac cudownych ludzi, dryfujacych gdzies po miedzy tymi kontrastami. Ach! uwielbiam filipinczykow. nie znam bardziej zabawnego i imprezowego spoleczenstwa! wychodzac z klubu o 5 rano, ludzie reaguja ze zdziwieniem: " to juz idziesz? czemu tak wczesnie?". ten kraj zyje przez 24 godziny, a raczej cieszy sie zyciem przez 24 godziny: piwo jest tansze od wody, kluby sa pelno do 7 rano, spa otwarte przez 24 godziny (masaz o 3 rano za 25zl!!, pewnie mozna i z happy endingiem, ale to nie dla mnie 😉 ) choc przyznam,ze zdziwienie mnie ogarnelo, kiedy sie okazalo,ze wesele, ktore bylo glownym celem wyprawy trwalo tylko
do 20! ale pozniej sie okazalo,ze i tak mlodzi imprezowali do rana tylko, ze jak juz rodzina pojechala.
filipinczycy sa bardzo wierzacy, jest pelno kosciolow, w ktorych jest pelno ludzi zapalajacych swieczki w roznych intencjach, jak slub to tylko w kosciele, jak boze narodzenie, to koniecznie trzeba pojsc na msze! ale chrzescijanizm nie przeszkadza aby homoseksualizm byl tu akceptowany. na filipinach jest pelno gejow i transseksualistow.pewnie ze rodzice wole, zeby to syn sasiadow byl gejem, ale jak sie juz okaze, ze to ich to trudno, wielkiej kleski nie ma. w szczegolnosci, ze rodziny tu maja po ok 8-10 dzieci, wiec jeden gej to nie taki problem, jakby sie mialo jedynaka.
ach! chyba jednak nie dam rady opisac wszystkiego za jednym razem, zatem pewnie bedzie czesc druga!
ciao!
Advertisement
Tot: 0.107s; Tpl: 0.013s; cc: 11; qc: 59; dbt: 0.0537s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb
rege
non-member comment
no w koncu, w koncu! ahh sok z mango- zazdroszcze!