Advertisement
Published: November 15th 2011
Edit Blog Post
W drodze do ambasady mijamy sprzedawcow jakis drewnialych bryl. Co to jest? jaaa...to kokosy! facet stoi z meczetą,sieka wydlubuje otworek i pijesz, potem sieka dalej i wyjmuje to, co potem idzie na wiorki, z tym ze tutaj teraz jest miekkie i pyszne. Zreszta jak orzeszki ziemne- tu tez sa swieże, miekkie,soczyste i smakują troche jak zielona fasolka.Te duże kokosy maja nawet sporo mleczka.
W bamako kupilismy wize do Senegalu na miesiac za 5000CFA na osobe, czyli super -sprawdza sie po raz kolejny, ze lepiej zalatwiac wizy w Afryce. Taniej i szybciej, prawie od reki. Zreszta tak jak wiza do Mali -w Nuakchott tez szybko i ok.15euro na osobe. Wiec ile moze kosztowac tranzytowa do Mauretanii? Na wywieszce pod ambasadą jest napisane, ze 31tys frankow/os. Zniesmaczeni ze tak drogo pytamy pana konsula czy ma tansze np.tranzytowe,a on niewzruszony informuje ze na dole jest stary cennik. Wiza tranzytowa, trzydniowa do Mauretanii kosztuje 42tys za sztuke Nieprzyjemna przepychanka słowna, niemily bardzo pan.Probowalismy znalesc jakis lot a najlepiej prom omijajacy Mauretanie.Niestety kolejne biura informacji turystyczej upewniają nas ze z tego duzego portowego miasta promy plywaja tylko wewnatrz Senegalu. Dakar nie ma zadnych polaczen pasazerskich z innymi krajami droga 'oceanowa'.Dziwne i szkoda.Czyli Mauretanii w
zabawki
zwróćcie uwagę na chłopca z lewej-jakie ma autko recyclingowe z butelki po oleju i itp tani sposob nie mozna ominąc i facet w ambasadzie o tym wie.. Wracamy i znow klótnia o kasę, pan tlumaczy nam, ze w restauracji tez placi sie przed jedzeniem. (...?!)Przynosimy 82tysiace jakies 140euro za zaszczyt przejechania przez Mauretanie. Po wize o 17ej.Przychodzimy punktualnie, bo wg zapewnień konsula o 19ej mamy ostatni transport do granicy i zastrzegał,że nie wyrobimy się jeśli nie ruszymy wieczorem. Jednak dostajemy od niego paszporty o 21ej.
Dakar chociaz w pierwszej chwili nas troche wystraszyl, to ma swoje fajne strony: polozony nad samym oceanem, bez problemu znalezlismy puste plaze,w koncu wiecej dobrego jedzenia,ryby,owoce.Co dziwne nad miastem nie lataja mewy tylko jakies myszolowy, dodaje to troche grozy. Jest nawet supermarket nie widziany od poltorej miesiaca,jest duze piwo za niecale euro -Gazella slabe, ale dobre, reszta straszna drozyzna najtanszy ser plesniowy 5euro. Ponoc Francuzi juz nie kolonizuja afryki, ale market to wlasnie francuskie Cassino a prawie kazdy zlapany na stopie malijczyk w lepszym aucie pracowal wlasnie w francuskiej firmie, W Maroku, Mauretani, Mali i Senegalu slyszymy wielokrotnie opinie,ze za wojne w Libii odpowiada Francja.
Udalo sie, wyruszylismy z Dakaru w nocy, przejechalismy 50 kilometrow zbiorowa taksowka. Reszta klientow smiesznie mowila,ze sa zazdrosni bo placimy taniej od nich.
Tam szukajac miejsca na spanie spotykamy milego straznika. I jak wiekszosc mundurowych w tej stonie Afryki mimo ze prawie go budzimy z fotela o północy,czuje jakby dostal superważna misje, kaze nam usiasc i biega zalatwic nam nocleg t.zn dach na którym mozemy sie bezpiecznie i spokojnie wyspac. Czesto spotyka sie sympatycznych pomocnych zolnierzy. Czyli super, rano startujemy dalej.
Zobaczylismy jeszcze po drodze St Louis- stare,nawet spore portowe miasto juz blisko granicy.
Jestesmy w Mauretanii.Na granicy bez problemow, szybko.Tutaj kazde auto to potencjalna taksowka. No ale znajduje sie taki co pyta nas o kase jak mowimy ze nie mamy odpowiada:-a to jak naprawde nie macie to was biore,z godzine zeszlo jak mu wytlumaczylismy jak to mozliwe by biali nie mieli kasy ale chyba i tak nie zrozumial. W Mauretanii sa bardzo czeste kontrole policji, zeby szly sprawniej trzeba miec t.zw fiszki lub kserokopie paszportow. Zandarmi i policja tylko dopisuja sobie numery pojazdu i czesc,w przeciwnym razie na kazdym barazu trzeba czekac az sami wszystko spisza.
Wiekszoscia w Mauretanii i klasa rzadzaca jest lud Hasanija arabowie o jeszcze odmiennym dialekcie od marokanskiego. Na tym terenie zyja tez Poule i Volofowie czyli Ci ktorych najwiecej w Senegalu.
Ponoć to jest wciąz powszechne,
pokolonialny budynek "żelaznej drogi"czyli niestety już prawie nie działającego dworca kolejowego
drugi koniec magistrali znajduje sie w BAmako, blizniacza budowla,bardzo szkoda ze nie są polączone kursami pociągu. Z Bamako jedzie do granicy senegalskiej i tylko 1 do 2 razy w tyg. w Mauretani zbylismy u ludzi ktorzy mieli w domu niewolnika i opowiadali o korzysciach takiego rozwiazania i ze jest to jedyne najlepsze polozenie dla tych ludzi. A my Europejczycy podobno tego nie rozumiemy i nasylamy Amnesty International i inne organizacje z odsieczą i potem tacy ludzie ląduja na ulicy albo jeszcze gorzej..Tak tlumaczyla nam gospodyni.
Raz wydmy raz zielona trawka raczej tylko teraz w porze deszczowej w Mauretani. Trudno idzie autostop, a my mamy coraz wieksze ciśnienie, bo czasu do odlotu coraz mniej..a do Marakeszu daleko. Doczłapujemy do kolejnego posterunku po wielogodzinnym, bezskutecznym oczekiwaniu w słońcu. Wojskowi od razu kontrolują, biora ostatnie ksera..
Dakad jedziecie? do Maroka.Szukacie auta? tak, ale czekamy na jakas ciezarowke,kogos kto nas wezmie. -Nie ma problemu, siadzcie sobie zaraz cos znajdziemy,macie cos do jedzenia, picia? fajnie w Mauretanii tak jest,to nie pierwszy raz. Mija ze dwie godziny ,ale zandarmi zapewniaja nas ze wszystko jest ok,zaraz cos znajdziemy. Wreszcie!-Zbierajcie rzecz!,Wsadzaja nas do autokaru, do Nuadibu 40km przed miastem mamy wysiasc bedziemy mieli jakies pietnascie do granicy. Autokar o standarcie europejskim o dziwo, pasazerowie sympatyczni, wypytuja skad dokad czestuja mlekiem oczywiscie niemieckim Rosse w kartonie. Wlaczamy mp3 i pedzimy dwa razy szybciej niz u nas,nawet w autobusie
stres czy sie nie przewroci.
Fajnie lubimy spac na pustyni ale nie jak tak wieje. Chowamy sie za budka zandarmow troche lepiej. Gdy przed snem Aga umiera z glodu i nie moze zasnac, z letargu wyrywa nas glos: - Franca! ee Franca! ( tak wolal ktos kto myslal ze jestesmy Francuzami) Pewni ze znowu chca nas kontrolowac albo wyrzucic gdzies z namiotem wyczolgujemy sie niechetnie ciemnosc pustynnego wiatru. A tu mila niespodzianka! Catering! przyniesli nam spagetti z miesem wielbłądzim (ktore zostawiamy dla glodnych czworonogow) i wciagamy to najpyszniejsze spagetti na świecie😊 Fajnie, mamy nadzieje ze dla wszystkich tacy mili ci mauretanscy zolnierze.
Rach ciach mauretanska granica za nami pasa ziemi niczyjej nie mozemy przejsc pieszo podajemy numary ciezarowki,oddaja paski i jedziemy tradycyjnie spedzic pol dnia na granicy marokanskiej. Czemu to musi tyle trwac? nie wiemy, ale niedlugo przez takie czekanie stracimy duzo wiecej...
Advertisement
Tot: 0.099s; Tpl: 0.014s; cc: 11; qc: 54; dbt: 0.0585s; 1; m:domysql w:travelblog (10.17.0.13); sld: 1;
; mem: 1.2mb